Listy z Admont

Do Zofii i Bolesława Królikowskich
Admont, 27.08.1890
Rps BUW nr 1425

Kochane Bolki,
wyruszywszy się [!] z Grazu nieco na północ, wpadłam w kompletną idyllę. Mieszkam na chłopskiej „hubie”, małym folwarczku, gdzie jest dom mieszkalny, obora, szopa, stodoła, ogródek warzywny, osiem krów, koń, wózik i chlewik pełny kwiku.
Dom stanowią gospodarstwo, córka jedynaczka, parobek i dziewka. Wszystko to o wiorstę drogi od samego Admont, własności bogatego opactwa benedyktynów, których ogromny klasztor i kościół gotycki widać z okienek moich. Okolica przecudna, ale dzika. Od wczoraj patrzę na masy śniegu leżące poniżej linii drzew iglastych. Dołem lasy, trochę uprawnej ziemi, trochę pastwisk, a zresztą nagie skały. Klasztor stanowi tu jedyny i najważniejszy nerw życia. U zakonników kupuje się mięso, bo biją woły sami; u nich kupuje się i jarzyny, i owoce, bo mają śliczny, stary, wielki ogród i sad; u nich bierze się lekarstwa, bo mają aptekę, u nich wreszcie bierze się książki do czytania, gdyż mają przepyszną bibliotekę, o jakiej trudno mieć pojęcie, kto nie widział.
Rano piję wodę karlsbadzką i przechadzam się wzdłuż burzliwej rzeki Enns, potem piszę, potem jem obiad z różnych szwabskich potraw złożony, z których wybór odpowiedni diecie jest często niemożliwy, chociaż stara pani Dulębowa dozoruje sama kuchni. Córka tymczasem maluje. Po obiedzie czytamy, potem znów się pisze, nad wieczorem idzie się do miasteczka po gazety i listy, potem herbata na obrzydliwym sznelsiderze i idę do siebie. Mam izdebkę na górze, na strychu prawie, a te panie mieszkają na dole; ja wszakże mam więcej ciszy, lubo głową dosięgam sufitu. Dookoła urocze widoki, powietrze wyborne; ciągle się tylko jeść chce. Sama zmarniałabym wśród tych Szwabów; ale we trzy osoby to trochę znośniej; zawsze się ma nieco ojczyzny i swojskiej atmosfery. Jak Wam tam, drodzy moi? Ot i ślub Tadeusza za pasem. Smutno mi będzie w ten dzień, że go ani uściskam, ani widzieć będę...
Lorka pisała do mnie; o Stasiu napiszcie, co myślicie jak najprędzej. Co do Janka o zupełne milczenie proszę raz jeszcze. Rozmyślił się. Całuję Was z serca.
[dopisek na lewym marginesie czwartej strony:]
Paszport wyszedł mi 20 lipca i to też byłoby ciężko dostać się przez granicę. Pamiętasz, że żandarm do Częstochowy jechał za mną z granicy.

[dopisek na górnych marginesach czwartej i pierwszej strony:]
Lorka pisała niedawno, dobrze się bawi. Piszcie do Stacha, żeby na ślub Tadeusza koniecznie przybył, i wpłyńcie na Stacha, żeby został czy u Janka, czy u Was trochę. Ja na utrzymanie go przyślę cokolwiek. Żegnam Was, moi drodzy.

[dopisek na lewym marginesie pierwszej strony:]
Adresujcie: Admont Styria (Steiermark) bei Fassold tak się ten gospodarz nazywa.

[dopisek na lewych marginesach trzeciej i drugiej strony:]
Moja Zośko, i mnie musisz nieco zastąpić na ślubie Tadeusza. Wytłumaczże tam i rodzicom panny, i samej narzeczonej, że tylko zupełna niemożność odbycia tak długiej podróży wstrzymała mnie od udziału w tej uroczystości.