Moja droga, serdeczna Zośko! Dziękuję Ci za Twój miły i tyle mi pociechy dający list, który mnie dzisiaj doszedł (a raczej karta to była).
Właśnie miałam do Ciebie pisać, odpowiadając na list poprzedni, bo dotąd jakoś zbyt mało sił jeszcze miałam i odpowiedzieć nie mogłam. I teraz jeszcze nie potentat ze mnie żaden, zwłaszcza w nocy, kiedy dech nie wiadomo gdzie łapać trzeba, a serce ostrym lekarstwem pobudzać do jakiegoś sprężystszego ruchu - ale przynajmniej lepiej jest o tyle, ze mi nogi nie puchną; a jeśli czasem się zdarzy, to mniej znacznie i nie na długo. A tego właśnie najbardziej się bałam i boję, bo to zły objaw. Tak jak jest teraz - wyglądam na wielkiego niedołęgę. Bardzo mało wolno mi się ruszać; mijają tygodnie, ze nawet do ogrodu nie wychodzę. Nie wolno mi nic robić, nawet krzesła przestawić. Biorę też na rozum, że tak być musi, ale mi smutno i trudno żyć.
Opatrznością moją jest Dulębianka, która wszystko zarzuciła i czuwa nade mną - i za mnie się po domu krząta. Sypia tez na sofce w moim pokoju i na każdy mój ruch - zaraz jest na nogach. Pamiętajcie jej to, dzieci drogie!
Dziękuję Ci tedy, Zośko miła, za Twoją gotowość podjęcia takiej podróży; ale nie jest to konieczne. Janek ma mnie odwiedzić po żniwach. Cieszę się, że go zobaczę. Ale już się bardzo zmęczyłam, więc Was ściskam oboje najserdeczniej i napisz znów, Zośko droga, niedługo o sobie.
Całuję raz jeszcze.
MK
[dopisek na lewym marginesie pierwszej strony:]
Teraz, kiedy jestem zdrowsza, Dulęb[ianka] po kilkanaście minut dziennie maluje mój portret dla Ciebie.