Listy do Stanisława Konopnickiego

Do Stanisława Konopnickiego
Zurych, 3.03.1892
Rps BUW nr 1424

Mój drogi Staśku!
Jak tam ze zdrowiem Twoim, moje drogie dziecko? Czy Cię też nie bardzo męczy ta biurowa praca? Kilka to jednak godzin takiego siedzenia co dzień może nie
bardzo dobrze oddziaływać na Ciebie. Tym się pocieszam, że masz daleko do biura i że musisz z konieczności robić wielkie kursy. Pisał mi kiedyś Janek, że zamierzasz sobie kupić bicykl; a przynajmniej, że marzysz o tym. Istotnie, jest to doskonała rozrywka i dużo zdrowia dająca. Za granicą ogromnie to rozpowszechnione; tu w Zurychu mniej, bo miasto niewielkie, a okolice, które zaraz z miejsca górzystymi się robią, mało zdatne do wycieczek takich. Ale w Grazu, gdzie jest ojczyzna bicykla, to prawdziwe procesje cyklistów kursują w mieście i za miastem; w Monachium ciągłe dzwonki przez dzień cały, a wieczorami jakby ruchoma iluminacja od lampek przy bicyklach.
Tobie byłoby dobrze uprawiać jakikolwiek sport: pływać, wiosłować, fechtować się - wszystko to doskonała reakcja przeciw przewadze nerwów nad działalnością mięśni. Tu najwięcej kąpiel i pływanie jest rozpowszechnione: dzieci kilkuletnie puszczają się na wielkie baseny wody, a nawet drzwi, wiodące z basenu wprost na jezioro, zostawiają im otworem.
Pisałam dziś do Weyssenhoffa w sprawach literackich i przy tej sposobności wyraziłam mu raz jeszcze wdzięczność za jego życzliwe dla Ciebie chęci, zamawiając je sobie w razie, gdyby tego zaszła potrzeba.
Przypominam sobie, że w biurach warszawskich ogromnie palą; strzeż się tedy, drogi chłopcze, żebyś, wychodząc, nie zaziębił się, jeśli tam takie mrozy i śniegi jak tutaj. Zupełnie tu zasypani jesteśmy, a ponieważ trotuarów nikt nie zmiata, więc, idąc, brnąć trzeba głęboko po śniegu, póki ludzie nie ubiją nogami.
Być może, iż niedługo stąd wyruszę: czekam tylko, aż mi tu i ówdzie zapłacą, żeby zebrać choć z 50 albo ze 60 rubli i tym sposobem zabezpieczyć sobie spokój na jaki miesiąc albo 6 tygodni. Tu wydaję niewiele; ale dużo czasu tracę, bo każdy drobiazg sama muszę kupić, sama przynieść, no i sama ugotować sobie. Usługa ogranicza się na rozpaleniu w piecu, zamieceniu i posłaniu łóżka. Dlatego to od tylu a tylu miesięcy nie zmieniam trybu żywienia się; co dzień ta sama czarna kawa z rana, potem dwa jajka i herbata, potem kawałek smażonego mięsa i kompot, potem mleko z bułką lub kaszka na wodzie - i basta.
Ale! Powiedz Zośce, o czym zapomniałam jej donieść, że Ludwik Pozn[ański] się ożenił. Przysłali mi kartę zapraszającą z jakąś panną Emil[ią] Padechowicz .
Całuję Cię serdecznie, drogi mój chłopcze.

M.K.

[dopisek na górnym marginesie drugiej strony:]
Dziękuję Ci, drogi Staśku, żeś o Powązkach pamiętał.