Moje drogie dziecko!
Chwała Bogu, żeście chociaż jako tako zdrowi, bo zawsze mnie o to niepokój udręcza. I u nas taka sama śnieżyca. Jak zaczął śnieg padać 21 marca, tak do dziś rana (25) padał bez przerwy dzień i noc przy 3 do 4 stopni zimna. Dziś podniósł się termometr na jeden stopień i niebo trochę jaśniejsze. Ale wszystkie pociągi się opóźniają, a ulice tak zawalone śniegiem, że rozgarniacze parowe przed tramwajami chodzą, żeby drogę torować. I to wszystko po 16 stopniach wiosennego ciepła już przez trzy tygodnie, bo od 1 marca trwającego. Dobrze, że ten pierwszy projekt wczesnego zjazdu upadł, bo i tak byłby z powodu niepewnych dróg — niemożliwy.
Ale wiesz, drogi Janku, że ja nie myślę, aby to takie wielkie koszta pociągać miało za sobą. Bo mogłabym przyjechać gdzieś bardzo blisko, tak, żeby Wam było jak najdogodniej. Ale dopiero chyba na jesieni — jeśli wszyscy będą zdrowi.
Dobrze Jadwinia robi, że się serio leczy. Te choroby nerwowe, jak się raz zagnieżdżą, ciężko je wyleczyć.
Jakże tam dzieciaki miłe, Sznipsunio, Janio, Zosia? Pewno, że to wszystko musi umykać do Arkadii, bo choćby woda do domu nie doszła, ale wyziewy i parowanie namulonej ziemi — po opadnięciu wody — bardzo by im było niezdrowe. I Ty, Janku drogi, w czasie obsychania gruntów po zalewie bierz jako antidotum krople chin[in]y, na kawałku cukru 10 do 15 — co dzień przed obiadem. Nie tylko Cię to zabezpieczy od malarycznych wpływów, ale i wzmocni. Tym tylko środkiem ratują się od febry wszyscy osadnicy bagnistych okolic. Pamiętaj o tym, drogie dziecko! A gdyby wylew dosięgnął aż domu i młyna — bądź też uważny i dbały nie tylko o młyn, ale i o siebie. Będę się tym niepokoiła bardzo, więc pamiętaj, nie narażaj się, drogi Janku!
Pewno już na tym biurku ostatni list do Ciebie piszę, bo w piątek zabierają nasze rzeczy do sprzedania w sali licytacyjnej. Nie żal mi, bo do takich nabywanych też na licytacjach rzeczy nie można się przywiązać, a potem — nie może inaczej być, bo się przekonałam z własną szkodą, że klimat zmienny, nagle z maksimów do minimów przeskakujący, jest szkodliwy na gardło. Więc na nic nam to Monachium. Już pakuję papiery. Stasiowi posyłam trochę książek, resztę rozdam częścią do Czytelni Polskiej, częścią dla robotników Polaków, których tu dużo. 31 marca mamy zamiar wyruszyć do Reichenhall. Już mnie tutejszy d[okto]r polecił tam swemu koledze. Teraz mnie chwilowo gardło nie boli, tylko mam straszne napady kaszlu i jestem prawie stale zachrypnięta. Ale i to przejdzie. Dziękuję Ci, drogie dziecko, za chęć przyjścia mi z pomocą.
[dopisek na górnym i lewym marginesie czwartej strony:]
W ogóle — pierwszy raz jest mi trochę swobodniej finansowo. W tym i w zeszłym roku nie zastawiałam ani razu zegarka, ale tak szczęśliwie się złożyło, że za nowe wydanie Wyboru poezji dostałam pieniądze od Wolffa.
[dopisek na górnym marginesie trzeciej strony:]
Ściskam Cię z całego serca, mój drogi Janku! Pozdrów ode mnie ojca. Jadwini życzę rychłego powrotu do zdrowia. Dzieciaki całuję najczulej!
MK
[dopisek na lewym marginesie pierwszej strony:]
Tu już widziałam ciągnące dzikie gęsi nad parkiem. Wskroś mgły śnieżnej ciągnęły biedne, żałośnie gęgając. Kosy już gwiżdżą. E, będzie wiosna!