Już bardzo dawno nie pisałeś do mnie. Znajdźże tam jakąś wolną chwilę i napisz list obszerny o wszystkim, co się Ciebie tyczy, co Cię interesuje, o czym sobie myślisz i co zamierzasz. Jest to dla mnie najmilsza chwila, kiedy list od którego z Was odbiorę. W tej samotności, między obcymi ludźmi, z którymi nawet porozmawiać nie mogę, jest mi tu czasem bardzo smutno, a zawsze bardzo tęskno; więc kiedy odezwie się głos jakby żywy, to i we mnie inne życie wstępuje.
Tak więc, mój drogi Janku, przerabiacie młyn Wasz? Musi Cię to niezmiernie zajmować i zupełnie rozumiem tę gorączkę, z jaką patrzysz na projekty swoje zmieniające się w rzeczywistość. Daj Boże, niech to się wszystko jak najlepiej złoży. I praca ludzka zyska na tym, i produkcja będzie lepsza, i Ty więcej wiary mieć będziesz w siebie i dobrą gwiazdę swej przyszłości.
Mężnie idź naprzód, moje drogie dziecko! Jestem pewna, że wszystkie przeszkody i trudności, z jakimi obecnie walczysz, ustąpią przed wytrwałością Twoją. Jak Ty mi tam wyglądasz? Czyś nie schudł? Mam nadzieję, żeś się nie zaniedbał mimo pracy i że zawsze dbasz o to, żeby być do ludzi podobnym. A jak tam z Twoją bielizną, kto Ci ją sporządza? A z żywieniem jak teraz? Napisz mi to wszystko, bo nic mi obojętnym nie jest.
W ostatnich czasach pobytu mego w Zurychu poznałam kilku dzielnych ludzi, Polaków emigrantów, którzy tu twardo pracują na kawałek chleba. Jeden np. Lipski, z pięknego rodu w Poznańskiem, jest w Zurychu introligatorem; drugi Wolski z Warszawy jest brązownikiem, ma ubogi warsztat zakopcony, stłuczoną lampę i jeden stołek. Ile razy byłam u niego, to przez ten czas sam stał. Nosiłam mu trochę pism warszawskich, które go niezmiernie cieszyły. W takim kącie i takiej biedzie żyjąc, nie stracił przecież idealnego poczucia w swoim rzemiośle nawet; na chleb robi dzwonki, klamki itd., a obok tego wykuwa mozolnie w blasze płaskorzeźby ze starych rycin, „żeby się posilić na duszy”, jak mówi. Nikt nawet i nie kupi tego; ale przynajmniej pierwiastek idealny działa i jest żywy. Inny, Kossobudzki, robi papierosy i z tego utrzymuje się z żoną; szlachcic to z Łęczyckiego. Jeszcze jeden to Baranowski, Litwin, który będąc w [18] 64 r[oku] zamknięty w twierdzy austriackiej w Ołomuńcu, jako jeden z tych, co granicę przejść musieli, wyparci przez wojska rosyjskie — nauczył się tam malarstwa muralnego i maluje fronty domów i pokoje. Zaleski Józef jest jego współrodakiem. Ten choruje na nogi od czasu, kiedy w [18]63 r[oku] siedział w bagnach ukryty przez dwie doby. Jednakże pracuje ciężko jako stolarz w fabryce fortepianów. Nogi ma tak popsute, tak ranami okryte po wodnej puchlinie (która go już blisko 30 lat męczy), że tylko w kauczukowych pończochach stać może, a tak to mu się gną jak te trzciny. I na tych chorych nogach stoi 12 godzin na dzień przy warsztacie, i w tej fabryce, gdzie pracuje już lat 17, nie wie nikt, że on taki Łazarz i kaleka. A cóż? Tam dwa razy w tydzień przypuszczeni kandydaci młodzi do warsztatów — gdyby wiedziano o jego nogach, to by go dawno wygoniono, a zastąpiono innym; a Zaleski ma rodzinę, na którą pracuje. I na tych swoich nogach nieszczęśliwych przyszedł na kolej pożegnać mnie, gdym odjeżdżała; a kiedym u nich raz była, to nie chciał ustąpić, tylko z czwartego piętra, gdzie mieszkają na strychu, sprowadził mnie aż na sam dół. Jest znów jeden Trzciński, też szlachcic jak oni wszyscy. Ten pracuje w fabryce galanterii siodlarskiej. Z początku wywyższał się, robił najdelikatniejsze przedmioty: portmonetki, paski damskie i inne. Ale na tych drobiazgach zepsuł zupełnie oczy. Już go bardzo bolały, a on pracował jeszcze, bo ma żonę i pięcioro dzieci. Zarabiał wtedy po 8 i po 10 franków dziennie. Wszakże tak wzrok nadwyrężył, że porzucić to musiał, przechodząc stopniowo do prac coraz grubszych i do coraz niższej płacy, teraz ledwo najgorsze kufry ma powierzane sobie i zarabia 2 i ½ franka dziennie.
Ten mi dał przy odjeździe na pamiątkę ten obrazeczek, który Ci posyłam dla pięknej maksymy z Mickiewicza. Jest jeszcze jeden Szymański; ale o tym napiszę ci innym razem. Teraz, mój kochany chłopcze, żegnam Cię najserdeczniejszym uściskiem. Bywaj mi zdrów, mój drogi pracowniku! Napisz mi co o swoich sercowych sprawach, o swojej Jadwini. Jakże tam Twoje nadzieje w tym wszystkim? Z Warszawy miałam listy niedawno, wszyscy tam zdrowi.
Całuję Cię najserdeczn[iej.]
MK
[pod datą dopisany adres:]
Via Fontana 7