Mój drogi Janku,
jutro imieniny naszego Tadzia. Zbiorą się tam dzieci na Powązkach, tylko mnie nie będzie i Ciebie. Ale i tak myśleć o nim będziemy.
A i Ty miałeś tam imieniny drogie Twemu sercu. Jakże Ci przeszły? Robota około przyszłych odmian w młynie pewno Ci nie pozwala dużo czasu poświęcać widywaniu się z Twoją wybraną; ale też i na tęsknotę jest dobrym lekarstwem. Nade wszystko o to chodzi, żeby się nie obezsilać daremną szarpaniną z własnym sercem.
Skoro kochasz — być cierpliwym; skoro ufasz — ufać. Trudno to co prawda, zwłaszcza, jeśli imaginację podbijają inne jeszcze jakieś niepewności zewnętrzne; ale to Ci powiadam, że tylko wiara w trwałość posiadanego uczucia miłej osoby jest podstawą szczęścia. Jeśli takiej wiary nie możesz sobie wyrobić, wiele trosk zaznasz i wiele niepokojów, których daj Ci Boże uniknąć, moje drogie dziecko.
Ciągle jeszcze myśląc o Tobie, jestem pod wrażeniem Twojego powodzenia w sprawie przebudowy młyna. Czy już się to rozpoczęło? Czy zacznie się w tym roku? Sądzę, że tego właśnie roku może być chwila dość ważna dla młyna, ponieważ ceny mąki idą w górę, a nieświetne urodzaje nakazują z każdej garści zboża wycisnąć jak największą korzyść. Jeśli więc jakie uchybienie mogłoby być kiedy młynowi szkodliwe, to z pewnością teraz najbardziej. Bardzo bym się cieszyła, gdybyś się z pracą swoją zrósł niejako: nie tylko przez wzgląd na własny interes, ale także i na to, że masz w ręku cząstkę ruchu, siły i produkcji krajowego przemysłu. Chciałabym, żebyś ambicję swoją zakładał na powodzeniu tej siły i tego ruchu, a także przyświecał przykładem szlachetnej, pracowitej młodości tym wszystkim, co wspólnie z Tobą pracują.
Niech Ci tylko Bóg da zdrowie i wytrwałość, a nadzieja spokojnego domowego szczęścia niechaj Cię wspiera. Co do mnie, znacznie jestem zdrowsza, a przynajmniej silniejsza. Urządziliśmy tu pieszą wycieczkę na Rigi Kuhn, jeden z najwyższych szczytów alpejskich. Cały dzień szliśmy: ja, panna Maria, jej siostra [Anna Wyczółkowska] i malec niosący nasze rzeczy. Namęczyliśmy się strasznie. Ale na szczycie nie było spodziewanego widoku, bo wszystko mgły zakryły. Przecież i to było też piękne. Góra, na wierzchu wolna od mgieł, wyglądała jak wyspa na ogromnym morzu, które zdawało się zatapiać
świat cały. Nazajutrz o brzasku zaczął padać śnieg. Do 11 czekaliśmy, czy przejdzie, ale padał coraz silniej; więc wśród śnieżycy, z doświadczonym przewodnikiem schodziliśmy ku dolinom, na których świeciło słońce i kwitły liliowe krokusy. Pieszo z powrotem szliśmy z góry pięć godzin, wśród skał i lasów uroczych, jakby malowanych w różne kolory jesiennego liścia.
Panna Maria zabawi pewno całą zimę w Zurychu, bo dostała tu obstalunków parę w domu konsula hiszpańskiego na portrety oraz lekcje. Ja zaś nie chcę się narażać na tutejszy fatalny klimat i pojadę do Włoch, do Mediolanu, stąd o 12 godzin koleją. Już pierwszego wyjeżdżam. Poznański tu był, wracając od brata z Nicei. Zawsze szczurowaty i poważny. Bardzo mój projekt chwalił, boć tu Włochy jakby za progiem zaraz i szkoda byłoby nie poznać ich: może też wreszcie pod wpływem cieplejszego klimatu pozbędę się reumatyzmu, który mnie już cztery miesiące nie pozwala swobodnie poruszać głową. Jak tylko się zatrzymam na dłużej w Mediolanie, przyślę Ci adres. Gdyby co wypadło, adresuj Italie Milano poste restante.
Całuję Cię najserdeczniej, moje kochane, drogie dziecko.
M.