Listy do Bolesława Królikowskiego

Do Zofii i Bolesława Królikowskich
Bad Nauheim, 2.05.1900
Rps BUW nr 1425

Moi najdrożsi! W tej chwili otrzymałam Waszą przesyłkę i okropnie Wam za nią dziękuję! Zosieńka, co za baby! Chryste Panie! Co za miód! Co za herbata! Jak Nauheim Nauheimem takiej tu nigdy nie widziano. Ze wzgardą patrzeć teraz będę na te gniotki, które czynią w tutejszych cukierniach i nazywają to ciastem! Muszę też posłać Pietrkowi, niech zna, jak Zośka baby piecze! Bardzo, ale że to bardzo Wam dziękuję!
Tu dotąd prawie że pusto; i to cała przyjemność. Ciepło, zielono, balkon cały dzień otwarty, kosy śpiewają. Wczoraj, 1 maja było uroczyste otwarcie kurhausu. Burmistrz, ławniki, sąd, doktory tutejsze miejscowe, starsi kupcy, wszystko w cylindrach, w białych krawatach i w białych rękawiczkach poszło parami z muzyką, z chorągwią, z laskami radzieckimi (czarne ze srebrem) najpierw do kościoła, a potem otworzyć podwoje kurhausu, co oznacza rozpoczęcie się sezonu. Najbezpośredniejszym tego skutkiem jest, że % f[unta] masła wczoraj jeszcze było po 30 f[enigów], a dziś po 35, że bułka wczoraj kosztowała 3 fen[igi], a dziś 5, a mleko wczoraj pół litra 10 fen[igów], a dziś 13. Ano, dobrze.
Dla mnie specjalnie otworzył się ten sezon gimnastyką leczniczą. Olbrzymia sala, bardzo do sali tortur podobna, a w niej cztery rzędy żelaznych kolumn wzdłuż i cztery rzędy różnych machin przytwierdzonych do foteli, taboretów, krzeseł składanych, szezlongów z siodełkami, deskami na kółkach etc., a wszystko to kręci się, ciągnie pasy, podnosi tłoki, wagi, sprężyny, z szumem, rwetesem, zgrzytem - nie do opisania. Pod ścianami także całe rzędy takich przyrządów. Siadasz, stawiasz nogę, tu Ci koło ją chwyta, kręci, wyciąga, w jedną stronę, w drugą stronę. Opierasz rękę aż po ramię, zaraz tryb jakiś zaczyna się kręcić, mało Ci nie wyrwie z ramienia. Zakładasz ręce za pasy (w ramionach), natychmiast puszczony tłok chwyta pasy, podnosi ramiona, wypręża w tył, cała klatka piersiowa gdzieś ucieka w górę - a ty oddychasz głęboko, głęboko - opuszczając ciężar o n[ume]er jeszcze głębiej. I takich przyrządów ja muszę przebywać codzień 14. Jeden na przykład jest miły. Stajesz przy niewinnej maszynie, która ma przed sobą jakby poduszeczkę. „Pani się oprze plecami na tej poduszeczce”. Dobrze. A tu jak nie zakręci, jak ta poduszeczka nie zacznie się wściekle trząść, to po godzinie jeszcze ją między łopatkami czujesz. Ćwiczenie każde trwa dwie do 3 minut. Czas mierzą klepsyderki przesypujące piasek w ciągu minuty, przytwierdzone do każdego przyrządu. Jak zbita jestem po takiej godzinie - a każdą grupę ćwiczeń dzielą pauzy, boby nikt tego chyba nie wytrzymał.

[dopisek na górnym marginesie pierwszej strony:]
No, muszę znów do kąpieli lecieć! Bądźcie zdrowi, najdrożsi! Aj, żebyś tu, Zośka, była ze mną! Całuję Was bardzo serdecznie.

[na lewym marginesie pierwszej strony:]
Godziny kobiet i dzieci razem. Ale są i ciężkie kaleki, i przykre widoki. Na wózkach tam przywożą różne poszlagi. Takie jak ja należą do osobliwości. Cały kurs tego dobrego kosztuje 30 marek. To jest na miesiąc.

[dopisek na górnym marginesie ostatniej strony:]
Parę razy miałam listy od Stacha [Pytlińskiego], ale od Lory dawno już nic. Jak z jej zdrowiem i z wyjazdem jak?

[pod datą dopisany adres:]
Aliceplatz 4.