Listy do Bolesława Królikowskiego

Do Zofii i Bolesława Królikowskich
Zurych, 8.09.1891
Rps BUW nr 1425

Moje drogie Bolki,
czy tylko prawdę mówi mi Zośka o swoim zdrowiu i o swoich siłach? Czy wrócił Winawer? Czy rychło, Zośko, rozpoczniesz dalszą kurację? Pamiętaj nie puszczać rzeczy tych w odwłokę. Czas znaczy tu wszystko prawie, a co dziś jest złem małym, przechodnim, za parę miesięcy może być ciężkim cierpieniem. Pamiętaj, Zośko!
Od Stasia miałam list; donosi mi, że do Warszawy wraca. Z jednej strony lepiej to, bo istotnie ludzie powinni go widzieć, poznać, jeśli się losem jego mają interesować i dostarczyć mu pracy. Inicjatywa własna i własne starania dużo tu zrobić mogą. Teraz zdaje się chwila dość pomyślna. Czytałam w „Kur[ierze] Codz[iennym]”, że zarząd Kolei Warsz[awsko]-Wied[eńskiej] powiększa swoje siły, że wielu z dietariuszów przejdzie na posady stałe; jak tylko jest taki ruch, to łatwiej wprawić tam kogoś w chwilowo opróżnione miejsce. Stasiek nie może pretendować zrazu do innej posady jak dietariusza; a raczej do innego zajęcia. Ale i to już by mu dało możność czekania na coś lepszego. Pisałam do Dicksteina do Zoppot; jest on w zarządzie nowego Tow[arzystwa] Ubezp[ieczeniowego] „Przezorność”. Oto kartka, którą odpisał. Pisałam do pani Obrąpalskiej, której pasierbicę ma za sobą Konopczyński; odpisała, że jest on w wysokim stopniu nieużyty i niechętny do zrobienia komuś przysługi. Odważyłam się też na krok niemiły dla mnie i pisałam do Weyssenhoffa, zięcia Blocha. Odpowiedzi nie mam jeszcze. Dziś ósmy; wysyłam tedy jednocześnie list do Święcickiego i do Weyherta, który jest naczelnikiem kancelarii Kolei Nadwiślańskiej czy może Terespolskiej muszę zajrzeć do adresu.
Tak na wszystkie strony robiąc starania, muszę coś przecież uzyskać. Tymczasem Stasiek w Warszawie tak niech się urządzi, żeby mógł jakiś czas poczekać. Obliczcie, ile by go najskromniejsze utrzymanie kosztować mogło? Teraz posłałam mu 10 rubli: czym będę mogła, to się z nim podzielę, byle tylko ułatwić mu rozpoczęcie pracy. Obmyślcie, w jaki sposób najłatwiej i najtaniej mógłby tam Stasiek przeżyć parę tygodni i donieście mi zaraz. Ale nade wszystko polecam Wam umocnienie jego dobrych postanowień i przypominanie mu jego słowa, które mi dał po śmierci Tadzia. Ono mi sił dodało po tym nieszczęściu, a Stasiek, gdyby je złamał i do Gorzuch się wrócił, miałby życie moje na sumieniu.
Pierwszy raz wczoraj po tygodniu zamknięcia wyszłam dalej, za miasto; ale jeszcze dużo chodzić nie mogę. Żelazo ciągle biorę. Panna Maria z matką przeprowadzają się daleko ode mnie, co mi będzie niedogodnym; chodzić na obiady daleko to dużo czasu pochłania; a ja teraz przy tym osłabieniu i tak już mało co zrobić mogę. Chciałabym bardzo posłać co Lorce; ale jestem zupełnie bez grosza. Dostałam 30 rubli, zapłaciłam mieszkanie, usługę, obiady i resztę na tydzień i Staśkowi posłałam
10 rubli i to już wszystko. Tak źle ruble stoją, że na stu od maja straciły 60 franków to ogromna różnica w dochodach.
Żegnam Was, moi drodzy, i całuję serdecznie! Piszcie do mnie prędko, a nie wypuszczajcie Stacha z moralnej opieki.

M.K.

[dopisek na lewym marginesie pierwszej strony:]
Czy odebraliście resztę rzeczy od Nitows[kich]? Pisałam do niego. Gdyby fortepian wynająć komuś, byłoby parę rubli miesięcznie dla Lorki. Pomyślcie o tym.

[dopisek na górnym marginesie pierwszej strony:]
W „Prawdzie” (w administracji) ogłaszają miejsca dla nauczycielki tuż pod Warszawą o warunkach administracja objaśnia może by dla Lorki trochę muzyki i fr[ancuski], tyle właśnie, co Lorka umie.