Kochany Staśku!
Jakże Ty tam, nieboże, będziesz te święta miał takie smutne, sam, bez nikogo bliskiego, serdecznego? Ciężko mi zawsze ogromnie na sercu, ile razy pomyślę, żeś Ty tak daleko od swoich. Żebyś tylko zdrów był chociaż, żebyś chociaż przybliżał się do swojego celu. A pisze mi Lora, jako dotrzymujesz sam sobie słowa, a i nam także, i że coś przecie składasz na ten kawałek ziemi w przyszłości.
Trafiał się tu interes, który mało mnie nie rzucił na gospodarkę do Arkadii, którą Radziwiłł wypuszcza w dzierżawę. Ale zniechęciło mnie to, że główna pozycja dochodu z tych letnich mieszkań, że trzeba się dopiero starać, żeby były zajęte, no i fakt, że jednak Radziwiłł żądał 1600 rubli dzierżawy. Janek prawie że radził; poczciwe chłopaczysko chciało brać młyn w Arkadii w dzierżawę, żeby to ułatwić. Ale cóż, kiedy ze wspólnych rachunków tyle wypadło, że tylko mieszkanie byłoby darmo, a utrzymując się skądinąd (z pracy jutra), darmo cały rok trzeba by zabiegać o to, żeby Radziwiłł dostał dzierżawę i nic więcej. Tak więc ta myśl upadła.
Czy też byłeś u p[aństwa] Laudynów? Bardzo bym chciała, żebyś choć jeden polski dom tam poznał i miał trochę towarzystwa. Czytałam o zaburzeniach studenckich w Moskwie. Ale co jest okropne, to solidaryzowanie się naszej młodzieży uniwersyteckiej z tym ruchem , skutkiem czego około 200 zostało wypędzonych nie tylko z Uniwersytetu, ale i z Warszawy. Jaka klęska dla tylu rodzin. Co powie na to młodzież, która dała inicjatywę ruchowi! Wyprze się wspólności, pójdzie swoją drogą, a nasi chłopcy zmarnieją. Ty tam patrzysz, choć z daleka, na te rzeczy, to pewno widzisz, jaka nierówna miara w traktowaniu tamtych studentów i naszych, choć wina jedna i ta sama. Srogi los i biedaków tych, i ich rodziców.
Jaka też tam zima w Moskwie? Pewno ciężka. Ale wyobrażam sobie, że opał przynajmniej niedrogi, boć tam dookoła całe puszcze, olbrzymie lasy gubernii smoleńskiej podchodzą do Moskwy prawie. Tu po dniach ciepłych - do 18 stopni Reaumura4 w cieniu - przyszły śniegi, wicher, zimno zupełnie nieznośne. Okna zwrócone na północ i nie na zamieszkałą ulicę, ale na łąki i park - strasznie nam to czuć dają. Chwała Bogu, że Jankowie i dzieci ich, Lora i Stach, a nawet Zocha i Bolek dosyć zdrowi. To mnie pociesza przynajmniej, gdy w tym oddaleniu odbiorę wiadomość dobrą od nich. Chciałabym i od Ciebie, drogie dziecko, doczekać się tego. Za parę dni wyjadę do Monachium, aby się zabrać do jednej pilnej pracy bez przeszkody. To będzie po drodze do Nauheim, gdzie znów jechać muszę. Nie wcześniej zapewne jednak, jak w połowie maja. Z Monachium napiszę kartę i poślę Ci adres. Teraz spieszę Cię uścisnąć, drogie dziecko, żebyś się nie czuł tak bardzo samotny w czasie świąt... Bądź mi zdrów, kochany Staśku!
Całuję Cię serdecznie.
[dopisek na lewym marginesie pierwszej strony:]
Dulębianka ma robotę zaczętą w Wiedniu i tu zostaje do połowy maja. Zasyła Ci serdeczne pozdrowienia.