Listy z Warszawy

Do Zofii Konopnickiej
Warszawa, 16.09.1888
Rps BUW nr 1425

Kochana Zośko,
cieszę się z dobrych wiadomości, jakie mi przysyłasz w swoim liściku. Fatalne zęby, że Cię tak w najmniej potrzebnym czasie bolały. Zdałby się Popławski ze swoim lekarstwem w tej drodze. Ja zaraz po odprowadzeniu Ciebie zastałam w domu telegram od Podhorskich z zapytaniem: co robić, bo konie od tylu dni czekają, a że się właśnie Masłowski nawinął w ogrodzie i odprowadził mnie do domu, więc posłałam go, żeby odtelegrafował, że właśnie wyjechałaś.
Potem szło wszystko zwykłym trybem; musiałam tylko trochę więcej pracować, żeby zebrać trochę pieniędzy na wyjazd, który pewno w tym tygodniu nastąpi, a potrwa do pierwszych dni października. Zebrałam tyle, że 1) kupiłam płótna na koszule Jankowi, 2) zapłaciłam ratę pięciorublową krawcowi za Tadzia, 3) przygotowałam 15 rubli dla Janka na październik na życie, który to miesiąc ma on przepędzić bez pensji w Słodowcu, jako ostatni swej praktyki, 4) kupiłam sobie trzewiki, 5) wyrobiłam paszport i 6) zostało mi 40 rubli na drogę, z których kilka zostawię tu Teofili na życie, a sama z jakimi 30 pojadę. Będę w Wilnie, w Trokach, w Kownie. Może co świeżego napiszę tam, to mi się koszt powróci; a był dziś i Olszewski, i Paprocki, zamawiając cokolwiek, będzie i do „Kuriera Warsz[awskiego]”, i do „Życia”.
Paprocki opowiadał mi o swojej wycieczce w kieleckie. Trafił tam w jednej wsi na pożar. Powynosili chłopi św[ięte] obrazy, chleb ś[więt]ej Agaty, sól poświęcaną i to wszystko powystawiali na ogień dla przytłumienia go. Naturalnie chałupa się spaliła; ale co gorsza, ogień się już na drugą dostawał. Paprocki tedy napędził młodszych na dach, żeby go zerwać i polewać resztę wodą, żeby pożar nie chwycił, a kiedy szczęśliwie ogień przerwali, poszedł od chałupy do chałupy, do dworu, do księdza, do kolonistów i zebrał po 10 gr[oszy], po złotówce 47 rubli, które dał pogorzelcowi. Chłopi zdumieni byli tym rezultatem i aż płakali, że z tych małych datków taka suma się zebrała, odprowadzali też Paprockiego uroczyście na kolej. Zrobiły się tedy dwie dobre rzeczy: i ten, co miał zostać nędzarzem ocalał, i chłopi przekonali się, że wieś zbiorowo może zaradzić biedzie własnej, nawet po klęsce.
Zapomniałam Ci jeszcze napisać, że w parę dni po Twoim wyjeździe był Wallner. W rozmowie coś się zgadało, że Cię odwoziłam na kolej. Okazuje się, że i on też jeździł, ale tak mu się udało, że akurat wagony ruszały, kiedy zajechał. W te pędy więc zawrócił i pojechał na pogrzeb kolegi, który opuścił dla tej wycieczki na kolej, ale i na pogrzeb się spóźnił.
Od Tadzia i w ogóle z Góry żadnych nie miałam wiadomości.
Hel[ena] dostała jakieś miejsce nauczycielki, gdzie są nią zachwyceni, jak zwykle w 1. akcie jej dramatów.
Żegnam Cię, droga Zośko, i całuję serdecznie. Oszczędzaj wzroku i staraj się utyć trochę. Mam nadzieję, że za powrotem zastanę list od Ciebie.

M.
[dopisek na górnym marginesie czwartej strony:]
Napisz tam parę słówek do Janka. Chłopiec jakiś smutny, a zostanie sam teraz.