Listy z Seebach

Do Jana Konopnickiego
Seebach, 14.08.1894
Rps BUW nr 1424

Nie mogąc przed naciskiem ludzi znaleźć mieszkania w Velden, gdzie się miałam kąpać w jeziorze Worthersee, wyszukałam sobie zakątek dalej nieco, nad innym, tez ciepłym jeziorem, jakich w Karyntii nie brak, nad Millstatt[er]see, lubo nie bezpośrednio, bo trzeba do niego iść z dobry kwadrans. Mieszkam tu tak, jakby u Ciebie, bo wśród pracy fabrycznej i szumu wód, na zbiegu dwóch rzek: Drawy i Lissy, które od rana do nocy obracają wielkie maszynowe koła papierni, którą mam tuz obok, i tartaku. Nazywa się to Seebach; i jest zupełnie tak jak kapitulny młyn osobną, zamkniętą w sobie fermą, a dom dyrekcji jest moim mieszkaniem, i dlatego tak mi tu miło, ze to przypomina mi Twoją siedzibę. I sam dyrektor jest tak młodym człowiekiem jak Ty, i dopiero w zeszłym roku skończył praktykę jako chemik i technik w jednej z fabryk Anglii. Majster z wielką brodą, niby Werkfuhrer, i jego zona, ludzie juz niemłodzi, bezdzietni, prowadzą gospodarstwo całe i są jedynymi mieszkańcami tego wielkiego trzypiętrowego domu, w którym wzięłyśmy sobie 2 pokoje, ja jeden, a Dulębianka drugi.
Tylko położenie jest inne: u Ciebie łąki, pola, szeroka przestrzeń, tu cała fabryka stoi na cyplu utworzonym przez zagięcie biegu Lissy, pędzącej do Drawy. Most stoi na tym kolanie i fabryczna tama. Rzeki nie są tak spokojne jak twoja Bzura; są to rzeki górskie, spienione, huczące, z głazu na głaz, ze skałki na skałkę tworzące mnóstwo wodospadów, tak że gładkiej szyby wodnej nie widzi się wcale, tylko piany i kaskady zielono-srebrzyste. Nie płyną też na poziomie równym, ale wstłoczone w głęboki jar pomiędzy jednym a drugim pasmem skalistych Alp Karyntyjskich, na których z obu stron aż czarno od wielkich świerkowych borów. W górze szum świerków, w dole huk rzek, a na brzeżnych ścianach przepyszne mchy i macierzanki, i sianokosy górskie. Położenie nadzwyczaj urocze. Sam dom był dawniej zameczkiem feudalnym. Jak dom szeroki, tak na wszystkich piętrach ma ganki ceglane, sklepione w arkady, jak to w starych klasztorach bywa. Pokój mój jest tak ogromny, jak ujeżdżalnia jaka, a że mało w nim sprzętów, więc to aż ginie w tej wielkiej przestrzeni. W domu jest łazienka, w ogródku nad samą Lissą. Jeść chodzi się do wiejskiej oberży, gdzie co prawda dość licho gotują, ale co robić. Zaraz za mostem droga: w lewo do jeziora Millstatt, które ma przy sobie małe miasteczko tej samej nazwy, ale też po wręby napchane ludźmi, którzy tu przyjeżdżają na wyborne kąpiele; a na prawo droga idzie do miasta Spittal, leżącego między górami, nad samą Drawą, w którym jest piękny, włoskim stylem budowany pałac i park Borgiów, książąt spokrewnionych niegdyś z papieżami, a dziś spędzających zimę w Rzymie, a lato tu, w Karyntii. Do tego Spittal mamy około trzech kwadransów pieszej drogi, która jest do wyboru: albo przez las świerkowy, ogrodzona od jaru, w którym huczy Drawa, i mająca ławeczki dla spoczynku, albo z drugiej strony rzeki, pod ścianą skalną, pełną zakrętów podług biegu rzeki, i szersza, bo dla jezdnych. Obie są urocze. Tu więc, mój drogi Janku, założywszy czasową kwaterę, piję wodę gleichenberską, robię inhalacje i biorę kąpiele, a co najważniejsza oddycham balsamicznym powietrzem świerków i ziół górskich. Zupełna przy tym swoboda, jak na szczerej wsi, tak że można bez kapelusza i bez rękawiczek chodzić, a szary płaszcz od deszczu na domowej sukni jest całą moją toaletą.
Dulębianka znalazła tu mnóstwo pięknych widoków i już od rana chodzi z malarską < … >

[dopisek w lewym górnym rogu pierwszej strony:]
Adres: M. K. poste restante Spittal a[n] d[er] Drau. Seebach. Karnten.