Moja droga Zośko! Strasznie dawno nie pisałaś do mnie. Czemu? Jak się tam miewasz, co z Bolkiem,
z podaniem Twoim i ze wszystkim zresztą, co się dotyczy Twoich losów? Znajdź koniecznie chwilkę czasu i napisz obszernie, aby mnie w niepokoju nie zostawiać.
Adresuję do Arkadii jeszcze, bo nie wiem, czy się już do Kapituły przeniosłaś, a chciałabym zaraz, jak najprędzej mieć wiadomości od Ciebie.
Od trzech dni jesteśmy w Reichenhall. I źle to, i dobrze. Źle, bo wszystko jeszcze pozamykane: kąpiele, inhalatorium - precz na głucho. Nawet tego doktora nie ma, którego mi mój d[okto]r Beck w Monachium polecił: w Afryce gdzieś siedzi. Musiałam się poradzić innego. Otóż z takiej prawdziwej, lekarskiej kuracji - prawie nic; żyć tu zaczyna wszystko od maja, a nawet dopiero od połowy maja. I to jest niby źle. Z trudnością nawet znalazłyśmy mieszkanie, bo prawie wszystkie domy puste i nieurządzone. Dobre zaś strony tego są: przecudne górskie powietrze, cisza i pustka rozkoszna, klimat zupełnie łagodny, bo Reichenhall to dolinka zasłonięta górami; doskonała cisza w domu po strasznym zdenerwowaniu hałasami sąsiadów i we dnie, i w nocy; no i korzystnie z samej wiosny na wsi, a nie w mieście. Bo choć to miasteczko, ale całe bardzo jest niewielkie, a co ma handlu i przemysłu, to się gnieździ na paru ulicach, resztę zaś zajmują już to urządzenia kąpielowe, już to wille i ogrody. Ogrody - a i park główny - są to mniejsze i większe laski świerkowe i modrzewiowe. Zieloność tedy na każdym kroku, a nad tym góry zarosłe jodłą aż do szczytów, na których lezą śniegi.
Mieszkanie - rozkoszne. Willa „Monachia” ma kształt zameczku. Właściciele: matka, ojciec, ciotka i panna - może lat 16 (wszystko to prości ludzie, usługują sami) - gnieżdżą się na parterze. Pierwsze i drugie piętro puste. Na pierwszym mamy dwa pokoje. Mój ma wielkie dwa okna na wschód, jedno ogromne na południe, długi jest 20 kroków, a 15 szeroki; można by jeździć po nim. Na północ ma jeszcze drzwi na balkon, także 20 kroków długi, a znów 6 kroków szeroki, który to balkon zajmuje resztę wschodniego frontu willi. Wychodzą na niego drzwi od jeszcze trzech pokoi, więc pewno w lecie nieznośny, ale teraz - pycha! W oknach i z balkonu dookoła - bezpośrednio prawie - góry, świerki, parę willi w ogrodach - pełno kosów, pliszek śpiewających, słowem widok i otoczenie wymarzone. Dulębianka ma pokój o jednym oknie południowym ogromnym, a na zachód drzwi szklane na kamienny taras tejże prawie co pokój wielkości, wszystko także na góry, lasy i ogrody. Coś zachwycającego. Płacimy 50 marek na miesiąc z małą usługą, a w Monachium mieszkanie szło: 67 marek, a usługa 15 marek. Dotąd jadamy obiady w restauracji; ale chciała- bym to zmienić: może się umówimy z gospodynią. Kawę robię tak samo jak zwykle w domu. Mleko i bułki przynoszą nam. Herbatę także w domu. Wczoraj nawet smażyłam omlet do świeżej sałaty (potrawa włoska, bardzo smaczna i zdrowa). Tak więc zdaje mi się, ze choćbym nic prawie klimatu i doskonałego wypoczynku tu nie zaznała, to i tak wyjdzie mi to na dobre. Bo cóż! Z mieszkania na Gedon trzeba się było umykać, jako ze 1 kwietnia wprowadzać się już mieli nowi lokatorzy. My wyjechałyśmy ostatniego marca. Ze sprzedaży naszych rupieci po odtrąceniu kosztów transportu, sali licytacyjnej, ogłoszeń i 10 procent licytującemu jegomości, a 1% stempla miejskiego, zostało nam 298 marek - w domu zaś poszła jeszcze kanapa za 8 marek - to 306. Patrz, jaki dostatek! Dulębianka srodze się wahała, co zrobić z rowerem; ale ją namówiłam do wzięcia ze sobą, ku czemu dusza jej aż piszczała skrycie. Teraz tedy rower stoi sobie, jak pan, na parterze, a Dulębianka jeździ na nim co dzień parę godzin. Wychodzimy razem, ja sobie idę wolno, a ona jedzie, wraca, znów jedzie, to znów idzie i prowadzi rower, rozmawiając ze mną. Słowem, jest to dla niej wielka
rozrywka. No, droga Zośko, niech Ci tam jak najmniej smutnie zejdą święta1!
Ściskam Cię bardzo!
MK
[dopisek na lewym marginesie pierwszej strony:]
Dulębianka tez Ci uściśnienie przesyła. Powiada, ze muszę tu pozować do portreciku dla Ciebie.