Listy z Mediolanu

Do Laury Pytlińskiej
Mediolan, 18.11.1891
Rps BUW nr 1426


Do wspólnego użytku
Ludność tutejsza nie podoba mi się przez to, że kobiety zanadto hołdują strojom. Poubiera się to bogato, ale nie zawsze z gustem, i spaceruje od sklepu do sklepu, od cukierni do cukierni. Idę przez ulicę, to widzę, jak całą procesją przed sklepami stoją. Robi to wstrętne wrażenie to próżniactwo.
W niedzielę była procesja w katedrze: rzecz ciekawa bardzo, bo inny to ma charakter niż u nas. Nasi księża są jacyś poczciwsi (ach, ten ks. Chełmicki ze swoimi utworami!), jacyś prostszy. A tu straszna pycha. Patrzę nieraz na nich jak na faryzeuszów jakich, takie to otyłe, wspaniałe i takie odęte. Katedry wnętrze dzieli się na pięć naw; w skrajnych tylko i w głębi głównej są ołtarze. Architektura i wewnątrz przepyszna. Otóż ta procesja była ku czci naszego św. Stanisława Kostki. Arcybiskup celebrował, straszna feta była, bo tu jest wielkie kolegium jezuickie, a do tego zakonu zapisany był i św. St[anisław] Kostka (a może to patron Twego Stacha?). Bractw samych i kongregacji było ze 20, ale tu bractwa nie tak jak u nas, co tylko wezmą świecę w rękę i już. Tu odbywa się w bocznych nawach cała toaleta. Na ubrania wszyscy biorą białe bluzy do kostek, przepasane czerwonym sz[n]urem, do tego czerwona peleryna i białe rękawiczki, choćby bawełniane. Jak to pociesznie przy tym wyglądają te twarze wąsate, często jakby zbójeckie, to trudno opisać. Każde bractwo ma swegoMonsignore strojnego w gronostaje, w aksamity; a idą cicho, jakby na sąd ostateczny - nie śpiewają, tylko półgłosem mówi jedna strona: ave, a druga odpowiada. Snuła się ta procesja już pół godziny przez kościół, a jeszcze nie doszła do arcybiskupa. Temu asystuje senat we frakach, w białych krawatach jak na bal. Arcybiskup, mały skurczony staruszek, widać, że był zmęczony tą paradą. Bo co to przejść trzy nawy, każda 150 metrów długa. A to jeszcze wśród ścisku. 50 tysięcy ludzi mieści katedra w sobie, a była niemal pełna.
Starszym jest od niej kościół św. Ambrożego, na gruzach świątyni Bachusa w IV wieku wzniesiony, a raczej cały zagłębiony z dziedzińcem, z kolumnami na jakie dwa łokcie niżej niż ulica. Ogród publiczny wielki. Są stare drzewa, ale teraz pustka. Łabędzie czarne i białe, ptaszarnia dla małych ptaszątek - ożywia trochę. Szkoda, że ode mnie daleko. Od paru dni cieplej trochę. Cieszę się tym bardzo. Drzewo się tu kupuje na funty, i kilo (2 f[un]t[y]) kosztuje 5 centymów, a to jedno ledwo dreweczko nieduże. Rano pijam czarną kawę, bo śmietanka fatalna, a mleko zaprawiane. Tylko cytryny, jajka i owoce nie są fałszowane. Zresztą wszystko chyba. Mięso nawet malują, żeby wyglądało świeżej.
Bądź zdrowa, droga Lorko. Jak tylko będę mogła, to Ci co przyślę.
Całuję Cię.
M.