Moja droga Zosieńko!
Dość dawno list Twój odebrałam i dopiero dziś Ci odpowiadam. Ale byłam i jestem w tych czasach tak zapracowana, a przy tym tak cierpię na gardło, ze mi już nic niemiłe. Dziś idę do tutejszego specjalisty, d[okto]ra Fratnicha, który tu ordynuje w szpitalu i podobno jest dość dobrym lekarzem. Przy każdym odetchnięciu mam w gardle ból ostry, krający, jak dotknięcie po ranie; kiedy otworzę usta, sama widzę w lusterku, jak wszystko tam okropnie zaognione; a przy tym jeszcze kaszel. Skutkiem tego źle bardzo sypiam i, rzecz prosta, każdą robotę wykonywam z wielkim trudem. Piszę parę słów do Benniego, jako do lekarza od gardła, może mi da jaką dobrą radę.
Bolek pewno się przeziębił na służbie, bo o to teraz najłatwiej; musi czas jakiś b[ardzo] uważać na siebie, gdyż takie rzeczy lubią powracać, a są w drugim przebiegu ostrzejsze.
Myślę, droga Zosieńko, że będę mogła wkrótce przesłać Ci co dla ojca, jak również to, co zapłaciłaś za Staśka; to mnie powinno ciążyć, a nie Ciebie. Jakże pragnę, żeby już Stasiek raz się ustalił; wszystkim ciężko, a już ja prawdziwy paroksyzm biedy przechodzę w tych czasach. To mnie skłoni zapewne do zawarcia układu proponowanego mi przez „Kur[ier] Warsz[awski]”, choć z tym pismem nic mnie tak bardzo sympatycznego nie łączy. Ale mi się już zupełnie naprzykrzył ten ciągły brak i sił też mam mniej coraz.
Na dobitek „Myśl Lwowska”, która zaczęła druk mego szkicu o Lenart[owiczu], od listopada nie wyszła jeszcze dotąd. Gdy się liczy na coś pewnie, taka różnica musi w kłopoty wprowadzać. Pisałam do p[ana] Stanisława [Królikowskiego] do Lwowa, żeby tam pogadał z nimi, ale zbyli go słowami i obietnicami. Ale poczciwy zajął się tym chętnie.
Dziś mamy deszcz, odwilż; może też te śniegi zginą nareszcie. Szczęście całe moje, że mam tu dobre powietrze i wygodny pokój, dość obszerny, a kiedy jest słońce, to aż rolety spuszczać trzeba. To mnie ratuje - na kaszel przynajmniej. Żal mi Twoich kurek! Takie ładne były. Musi im tam coś szkodzić, może woda? Co rano budzę się tu przy akompaniamencie kaszlu mego gospodarza, który mieszka na dole z żoną. Tak samo jak Lorka kaszle nad ranem - ale już od lat 10. Miał czas się przyzwyczaić. Ach, cała pociecha, że ta Lora tak się wyrwała z nieszczęścia. I ja po listach jej Stacha widzę, ze bardzo jakiś zdenerwowany i biedny. Trzeba, zebyście trochę
oddziaływali na niego. Janek pisał też niedawno, że zdrów.
Całuję Was oboje.
MK
[dopisek na górnych marginesach pierwszej i czwartej strony:]
Nie rzucam jeszcze listu, to dopiszę, co mi d[okto]r powie o tym gardle.
[dopisek na lewych marginesach pierwszej i czwartej strony:]
Wracam od doktora. Płukania i inhalacje mam brać. Chroniczne zapalenie krtani jest - a swoją drogą katar w lewym wierzchołku płuc. Dobrze przynajmniej, ze mnie d[okto]r upewnia, ze to z krtani wypluwam krew z flegmą, a nie z płuca.