Listy z Florencji

Do Zofii Królikowskiej
Florencja, 25.03.1902
Rps BUW nr 1425

Moja droga Zośko! A ja napisałam do Ciebie niedawno co list bardzo długi1. Pewno się minął z Twoim. Ludzie, tak! Co oni rozumieją z życia duszy? Ale ja doskonale pojmuję, jak Ci dobrze samej, kiedy spomiędzy nich wracasz. Ja też jestem prawie zawsze zmęczona ludźmi, ile razy się muszę z nimi zetknąć. Dlatego to wzdycham do swego domku gdzieś na wsi. Cisza, spokój, jedyne ukojenie, jakie człowieka leczy - z życia. Strach mnie też bierze przed tymi obchodami jubileuszowymi, które mnie czekają, nim tej ciszy i tego spokoju dostąpię. Ale potem będzie nam wszystkim dobrze.
Biedny Bolek! Już niedługo rok jego męki! Czy on też co miarkuje, biedak? O Tadziu mówi. I mnie się teraz często Tadzio śni - śniło mi się przed paru dniami, że mnie przewoził łódką przez wielką rzekę. Płynęła kra na wodzie i bardzom się tej kry bała.
Od maja tedy będziesz w Arkadii. Dla Ciebie, dla zdrowia to z pewnością lepiej. Ale z wzięciem Bolka radzę Ci jeszcze raz zasięgnąć opinii lekarza, a nawet niechby zrobili konsylium. W takich chorobach i po długiej ciszy mogą nastąpić wybuchy nerwowych rozdrażnień. O tym pamiętaj, droga moja Zośko. Zawczasu też upatruj sobie człowieka, który by go pilnował. Myślę, że pierwszy lepszy chłop nie jest odpowiedni. Trzeba i rozsądku, nie tylko siły, i łagodności, i delikatności przy takim chorym. Jednym słowem można takiego i rozdrażnić, i uspokoić, więc pewną inteligencję musi mieć taki dozorca. Tu nawet i Twoja opieka nie wystarczy sama, trzeba mu dobrać, biedakowi, bardzo kogoś odpowiedzialnego, kogo by lubił i słuchał. Rzecz prosta, że i w zwykłym stróżu znaleźć można te przymioty, ale trzeba je znaleźć koniecznie. Toż to życie Bolka jest tak nieszczęsne, że na osłodzenie mu tych ostatnich jego czasów niczego żałować nie można.
Dużo teraz mieć będziesz roboty z przeprowadzeniem się, a i kosztów. Chciałam Ci posłać okruszynę mamony, ale mi jeszcze tego premium nie wypłacili. Nie śpieszą się.
Za to Lwów i Kraków szykują jakieś obchody, i każdy ma pretensję, żebym tam jechała. Pomyśl tylko, co za życie byłoby, żebym ja wszędzie osobno musiała występować. Otóż chodzi mi bardzo o wiadomość, kiedy mniej więcej odbyć się może ogólna, główna uroczystość, na której naturalnie być muszę, taka uroczystość, w której i Warszawa weźmie udział.
Pisał do Dulębianki Wolff - ale zachowaj to przy sobie - bo to miał być niby sekret przede mną, ze w Warszawie zbierają tez fundusz, który, połączony z galicyjskim, ma służyć na zakupno jakiegoś domku - może z ogrodem, we wsi Wisła, w Beskidach. Otóż rada bym bardzo mieć wiadomość, kiedy to nastąpi. Ja myślę, ze może dopiero w jesieni. Co zrobię ze sobą przez lato, nie wiem jeszcze. Zdaje się pewnym, ze nie bardzo jest mi bezpiecznie jeździć teraz do kraju. Nieosobliwą usługę oddały mi pisma galicyjskie, mówiąc o mnie tak, jakby Moskali nie było na świecie. A potem jeszcze artykuł o tym sztandarze!2 Nie może im się w głowach pomieścić, ze mieć taki sztandar chcieć może najspokojniejszy związek Polaków gdzieś za oceanem, po prostu jako znak widomy ojczyzny, ale zaraz napisali o tym tak, jakby co najmniej sto tysięcy ludzi miało iść pod tym sztandarem na wojnę o niepodległość. Takie nietakty są w Galicji na porządku dziennym. Pierwszym skutkiem tego jest, ze mi nic cenzura teraz nie puszcza do druku. Drugim - ze nie pozwalają żadnej wzmianki zrobić o jubileuszu i naturalnie sam obchód będzie musiał odbyć się w Galicji. Trzeci - najważniejszy, ze nie mogę jechać do kraju tak śmiało; kto wie, gdzie by mi przyszło obchodzić mój jubileusz, gdybym się znalazła w Warszawie. Sami warszawiacy coś miarkują, bo nie w Królestwie, ale w Galicji szykują owo kupno, choć ja więcej czuję się swojsko w naszych kątach przecież. No, będzie jak będzie. Zupełnie jakoś straciłam oporność przeciw losowi. Niech się dzieje, co chce. Coraz tez jestem i słabsza z wiekiem, i nie chce mi się walczyć o to, co jest moim własnym losem. Myślę, ze nie warto już.
Spędźze tam, jak możesz najlepiej te święta, droga Zośko! Martwi mnie to, żeś zmizerniała znowu. Pamiętaj, ześ nie tylko Bolkowi potrzebna, ale i mnie także! Ściskam Cię najserdeczniej, drogie dziecko! Dulębianka tez serdecznie Cię całuje. Bądźże mi tam zdrowa!
M. Konopnicka

[dopisek na górnym, lewym i dolnym marginesie pierwszej strony:]
Czy ja wiem, co z tymi ugodowcami? Właśnie zdaje mi się, byłoby najtaktowniej przy literackiej pracy pozwolić im wsiąknąć, jeśli się kwapią, do ogółu. Przecież to nie akcja polityczna. Dopiero gdyby sami wystąpili z czym, byłoby fatalnie. Tych sporów zawsze tyle!

[dopisek na lewym marginesie piątej strony:]
Ach, jak się wszystko poplamiło!

[dopisek na górnym marginesie ósmej strony:]
Jak stoi sprawa ojca?