Kochana Zosieńko! Fakt, naturalnie, prawdziwy. Miał miejsce 10 października 1861 r[oku]. W Stepankowicach spisano akt odnowienia unii z Zabużem. Było przeszło 15 tysięcy ludzi. Porządek procesji taki, jak opisałam. Pierwszy szedł chłop z Zamościa, z ordynacji. Mszę w Stepankowicach odprawiał o[jciec] Fidelis z Lubartowa. Mszę na wzgórzu miał o[jciec] Anicet, także kapucyn - z Lublina. Ks[iądz] Laurentowicz miał mowę - ale nie wiedziałam, czy nie żyje przypadkiem jeszcze, więc dałam pokój. Chruszczew miał rozkaz nie wpuścić do Horodła, gdzie z tamtej strony Bugu i z tej zejść się miały dwa pochody. Więc tam nie ma nic prócz epizodów wziętych z wyobraźni - i to prawie że tylko transponowanych. Na przykład fakt, że gwałtem wtykając proskurę, udławiono w Krzynkach chłopa - jest prawdziwy i to, że gdzieś pop padł rażony apopleksją po odkryciu obrazu Chrystusa w jakiejś zabranej cerkwi unickiej - też prawda. Ja tylko oba te rozrzucone fakty złączyłam w Stepankowicach, dodając to plunięcie w twarz popu. Porządek wojska - prawdziwy, nawet wystąpienie kanonierów gotowych przy działach do strzelania. Przemowa Chruszczewa prawdziwa - ta pierwsza i część tej drugiej. Prawda także, że krzyknięto, jako nikt nie rozumie po rosyjsku i że Chruszczew posłał adiutanta Polaka. Tylko śmierć adiutan ta tego jest fantazją. Również prawdziwy jest szlachcic wysłany dla perswazji do lasu kopyłowskiego; a tylko wystąpienie starca i jego słowa są fantazją. Opowieść, że chcieli krzyża, a nie było siekiery, też autentyczna, tylko ta siła Poleszuka jest fantazją. Choć istotnie Poleszuk jakiś dostarczył tam krzyża. Przymocowanie sztandarów polskich na drzewcach chorągwi - też prawda. Lud ciągnął wtedy na ten pochód dwoma szlakami z tej strony Buga - jedni szli i jechali na Stepankowice, a drudzy mieli punkt zborny w Hrubieszowie. Zeszły się oba oddziały w Kopyłowie.
Krajobraz ściśle zastosowany nie tylko do źródeł, ale nawet do wskazówek dobrej mapy szczegółowej. Nawet pseudonim Waręż wzięty z mapy. To jest nazwisko wioski niedaleko Uściługa. Z tamtej strony też zebrało się wiele tysięcy ludzi i też odprawili mszę w unickim kościółku na cmentarzu. Dawał tłum znaki uniesienia, śpiewano wspólnie pieśni - epizod o chłopczynie - oczywiście fantazja. Nazwisko Podhalusina, wysłańca kozaków dońskich - prawdziwe - tylko sposób, w jaki się dostał, obmyślony przeze mnie. Podpisywanie aktu prawdziwe - udział Żydów także. To musiała być szalenie wzruszająca chwila. Bagnety, działa zatoczone - i ten wzgórek w szumie sztandarów. Więc Zośka bardziej miała słuszność niż Bolek. A to mnie dziwi, żeście nigdy o tym nie słyszeli. Tegoż roku, w sierpniu była podobna uroczystość pomiędzy Aleksotą a Kownem - Królestwo obchodziło odnowienie unii z Litwą. Ale tam dopuszczono aż nad sam Niemen obie gromady - tylko most zdjęto - wojska było mniej, ludu też mniej i ostatecznie łodziami się przeprawiła znaczna liczba osób - nie było tak dramatycznie ani tak groźnie - ani tak majestatycznie jak pod Horodłem. Pod Horodłem młodzież w Kościuszkowskich sukmanach była konno, a na wozach pod sianem - broń. Ks[iądz] Bojarski, ów paroch unicki, zapobiegł tylko bitwie. Powiedział, że kto broń do ręki weźmie, sam go Moskwie odda - byli podszczuwacze nawet ze strony Moskali, tych łapano i dawano im rózgi w kopyłowskim lesie. Po mowie ks[iędza] Bojarskiego co kto miał w ręku - rzucał. Laski, parasole - wszystko - młodzież z koni zsiadła i prowadziła je na uzdach.
Widzicie, że nawet nie cały materiał wyczerpałam - bo byłaby za długa rzecz. Co się to jednak dzieje z historią! Drugie pokolenie - na takiej małej przestrzeni, jaka dzieli Warszawę od Horodła - i nikt już nie wie - a przecież 15 000 ludzi musiało coś rozpowiadać o tym.
Ogromnie mi przykro, że Zośka znów pewno migreną przypłaciła tak ranne wstanie w drogę do Warszawy. Bardzo całuję biedną łepetynę. Ja sama byłam zła na tę formę sekstyny4, która mi się licho wie skąd i jak narzuciła - ale nie mogłam i nie mogłam się jej pozbyć. No, wiem, że ta rzecz nagrody nie weźmie, wziąć nie może. Za mało w tym artyzmu i subtelnego obrobienia. Ale raz - pośpiech; a drugi raz - kuracja. Strasznie żyłują te kąpiele - człowiek ledwo żywy - i pisz tu w takich warunkach. Przyjechawszy, pytam doktora: czy mogę pisać. A on się śmieje. „Jeśli pani będzie mogła - to będzie mogła. Ale tu po tygodniu najzapalczywsi - nic robić nie mogą”. To nic. Nie żałuję. Jak przejdzie ten konkurs, to się to między ludzi rozejdzie, a dobrze będzie, skoro ten i ów - jak Wy - choć z tego się dowie i odczuje taki moment. Będzie to coś podobnego, co mówi Mickiewicz w Wallenrodzie: „By jedną chwilę tak górnie przeżyli, Jak ich ojcowie żyli całe życie”.
Posłałam do Goerego6 fularu dwa, ze się tak wyrażę, „fragmenty”. Jeden dla Zosika, a drugi dla Lory. Podobne, ale nie jednakowe. Któregoś jest nieco więcej. Tyle wzięłam, ile się znalazło, tego - 12 metrów, a drugiego coś więcej.
Te 25 [rubli] - to przede wszystkim na wydatki konkursowe, na depeszę, na Warszawę etc. Nic mi nie trzeba odsyłać, zobaczy się, co się zostanie. A i Bolek miał koszta przy naprawie grobu Tadzieńka. Bolku drogi! Bardzo Ci dziękuję za przepisanie!
Całuję Was oboje najserdeczniej.
[dopisek na lewym marginesie pierwszej strony:]
Dziękuję Wam za dobre życzenia! Bardzo mi było smutno w ten dzień tak samej.
[dopisek na górnych marginesach pierwszej, drugiej, trzeciej i czwartej strony:]
Odbieram właśnie od Dulębianki list, ze wyjeżdża w tych dniach z Krakowa. Ja też kurację kończę. Może pojedziemy razem do Schwarzwaldu - bo najbliżej tam, w góry, konieczne dla dopełnienia nauheimowskich tarapatów. Góry trzeba wybierać niezbyt wysokie - no, a i to wzgląd, że taniej niż w Szwajcarii. Jak się tam gdzie znajdę, adres zaraz prześlę. Jeszcze raz Wam dziękuję.