Droga Zośko! Ciągle się tu niepokoję o Wasze bezpieczeństwo z powodu tego odosobnienia, w jakim się Wasze mieszkanie znajduje. Strzeżcie się, moi drodzy! Czy macie przynajmniej dobrego i tęgiego psa? Bo cóż rachować na bezpieczeństwo takiego stepowego punktu, kiedy tutaj, gdzie niby zorganizowana policja, zabijają ludzi. Już ze trzy morderstwa były od końca listopada, a rabunków znacznie więcej. Czytuję tu „Matin” (zdaje mi się, ze i Wy go prenumerujecie), to strach, co tam w Paryżu, no i we Francji w ogóle, zbójów i morderców (naturalnie, felietonu nie licząc). Tak, Zośko, tak, Ady! Pilnujcie się tam, opatrujcie dobrze drzwi i okiennice, no i rewolwer także.
Wcale nie czuję, ze jestem w Nicei. Z okna widzę taki szmat ogródka, jak nasz trawnik w Żarnowcu przed domem. Kwitną bratki, stokrotki, a niedługo będą kwitły laki. Parę palm pierzastych zasłania okna do połowy. Dalej dzikie pieprzowce - duże drzewa, z gronami czerwonego pieprzu przegradzają nas od sąsiadów. I to wszystko. Ani psa, ani kota się nie widzi, nie tylko człowieka. Wewnątrz zaś zmieniło się o tyle, że pokój obok mnie zajęli jacyś państwo z dwuletnią córeczką. Polacy. Nazywają się Mroczkowscy. Szczęściem i oni, i dziecko dość spokojni ludzie.
Co do zdrowia, to teraz tryumfuję, bo mam dziesięciodniową pauzę po dziesięciu iniekcjach owych z arszeniku. Cały początek stycznia aż do 15. cierpiałam jak potępieniec skutkiem zapalenia okostnej. Cała dolna szczęka była jak w ogniu. Ale i tak zapomnieć o tych dniach nie mogłam - i więcej jeszcze - bo oprócz pewnych chwil zatłumienia po bromie noce były bezsenne. Ale myślałam - na pociechę - ze,
choć z daleka, ale jesteście na świecie. Ty i Janek zwłaszcza. Byłam tez w kłopotach finansowych. Ale przychodzi list od Mortkowicza, wydawcy z Warszawy, ze chce zrobić osobną książeczkę dla dzieci z tego opowiadania, co to było niegdyś w Światełku - Jak się dzieci w Bronowie bawiły. Dobrze. Dał trzysta rubli za trzy tysiące egzemplarzy.
Bardzo mi to w porę przyszło. Jakże tam Balcer ? Rżnij krytykę, nie pytaj!
Dziś mamy tu parzący wicher, co ludzi obala. Nie wychodzę z domu.
Ściskam Was oboje najserdeczniej. Pisz, Zośko, prędziuśko!
MK
[dopisek na górnym marginesie czwartej strony:]
Zaś Ady niech mi jak najprędzej doniesie, ze został dyrektorem - Amen.
[dopisek na górnym marginesie drugiej strony:]
Dulębianka Zośkę ściska i pozdrawia Ady.
[obok daty dopisany adres:]
Nicea, rue de France 63.