Listy z roku 1909

Do Zofii i Adama Mickiewiczów
Żarnowiec, 16.06.1909
Rps BUW nr 1425

Zośko! Kochany Ady! Nareszcie jestem w Żarnowcu. Dużo zniszczenia zrobiła ta zima, wylew rzeki i wiosenne mrozy. Wszystkie zawiązki owoców spadły, łączki kawał urwała powódź, a dom jeszcze bardziej wilgotny niż był. Zabieram się do drenowania go w koło. Może się cośkolwiek poprawi. Właściwie przyjechałam jeszcze przed tygodniem, ale nim się przywrócił ład w domu, była moc roboty. Szczęściem służąca, którą zgodziłam w Krakowie, okazuje się b[ardzo] dobra.
Z Nauheim jechałam przez Cassel, na Berlin, do Torunia - jednym tchem. W Toruniu odpoczęłam dobę i pojechałam do Mławy, gdzie mnie Janek oczekiwał. Przedwojewo bardzo mi się podobało. Dom miły, ogród duży, drzewa piękne, pola obiecujące - i ten - mimo pewnej melancholii - pogodny humor Janka, który świadczy, że czuje dość siły, by temu, co jest do przezwyciężenia - dać radę. Bardzo miło spędziłam tam kilka dni i dzieci przyjechały z Warszawy. Pokazał się też na Zielone Świątki młodzieniec nieznany, który - jako żywy portret Honorka - nie mógł negować, że jest jego synem, i takeśmy się dowiedzieli różnych rzeczy o całej Konopnicczyźnie.
Halineczka? Ech, co znowu! Poczciwa gąska łowicka, ze wszystką tradycją Brzozowskich: plotkami, nieporządkiem etc. Chybaby Janek nagle rozum stracił, żeby się w to miał ubrać raz jeszcze. Niepodobna! Kościółek zaniedbany. Dziewczynkom dwa razy przypominać musiałam, żeby poszły na grób matki.
Co mnie cieszy, to że Jankowi ludzie tam bardzo przychylni; rozmawiałam z niejednym, wszyscy się na to godzą, że „pod takim panem naród z duszy pracuje”. Imieniny Peciu-Meciu razem z moimi były obchodzone. Przyjechał pełen powóz dzieci z Ciechanowa, były lody i tort wyrobu Halinki.
W drugie święto odwiozłam dziewczynki do Warszawy, a i Januś, i ów syn Honorka tez wracał. Lorkę zastałam zdrową. Trochę nabrała ciała w sobie, ale twarz zawsze chuda. Grała, a raczej - jak sama mówi - wałęsała się po scenie w Dziadach. Byliśmy na tym całą kupą. Straszliwie obcięte. Janek właśnie tez przyjechał wtedy do Warszawy. W Warszawie bawiłam niecały tydzień, ale byłam bardzo zmęczona
i nierada odwiedzinom, których uniknąć nie sposób. Dwa przedpołudnia zeszły mi na Powązkach (przyjechałam w wilię urodzin Tadzia) - i tam mi było najmilej. Podróż do Krakowa miałam dobrą. Jechałam nocą, kurierem, ale w osobnym przedziale.
W Krakowie byłam dwa dni i znalazłam jakąś nadzwyczajną Mariannę, która doskonale gotuje i jest porządna. Dulębianka powróciła ze Lwowa trochę wymizerowana tą całą pracą agitacyjną. Teraz tu znów zimno; wiatr z deszczem.
Ściskam Was oboje najserdeczniej i piszcie prędko, prędko!
M Konopnicka

[dopisek na górnym marginesie pierwszej strony:]
Dulębianka łączy szczere pozdrowienia.