Moje drogie dzieciaki, pisała mi Lorka, ze macie zmienić pensjonat - ale ja piszę jeszcze pod dawnym adresem i pod nim tez wysłałam przed paru dniami „Tygodnik [Ilustrowany]”. Zimno u nas tak, ze to w piecu palić. Deszcze - od jakich dwóch tygodni - ciągłe, no i burze. Mimo to kwitło i kwitnie wszystko na gwałt. Róż tylu jeszcze tu nie było, jaśminy porozkładały się po trawnikach, nie mogąc unieść kwiatów - to samo młode akacje. Z drzew owocowych jabłonie tak są obciążone, ze parę drzew, niepodpartych w porę, rozszczepiło się pod ciężarem swoich niedojrzałków. Porzeczek - nieprzebrana moc, agrestu także. To się za marne pieniądze sprzedaje Józefowi Gałuszce, który był dawniej stróżem u mnie, a teraz ma wiejski sklep. Maliny, truskawki zostawione dla wolontarzy, których nie brak. Ściągają nasze „nadzieje narodu” ze szkół, w któreśmy ich wprawiły. Józef Turek, Wł[adysław] Turek (rzeźbiarz), Adaś Turek (stolarz in spe), wszystko sieroty. Przybyła tez Hela Ziemska4, jako pierwsza
uczennica z kursu seminarium nauczycielskiego. Teraz to wszystko grabi siano i okopuje kartofle - u matek.
Piszcie no więcej, moje próżniaki! Bardzo proszę! O Jadwidze nieszczególne wieści. Jak ten Janek daje radę tym kłopotom - nie wiem.
Ściskam Was serdecznie.
M.K
[dopisek na górnym marginesie drugiej strony:]
Dulębianka bardzo Was pozdrawia.