Kochana Lorko,
tak dawno nie pisałaś, ze zaczynam znów się niepokoić o Twoje zdrowie. Właściwie nie napisałaś mi wcale, co Ci jest. Kobiece cierpienia są przeróżne, a prawie wszystkie przewlekłe i lubiące się powtarzać. Cóż to więc było i z jakich powodów
Cię napadło? Chwała Bogu, że przynajmniej dom masz suchy i słoneczny. A i dopływ świeżego powietrza coś znaczy.
Byłam też na Pani Duldkuj w Krakowie. Okropna sztuka! Bo to do śmiechu i do płaczu razem. Szczególniej byłam ciekawa Hanusi. No, i jej nie przebaczyła Zapolska.
Ta biedna dziewczyna wyznaczająca cenę na siebie - jest przykra w swej roli.
Niechby się ta matka już za nią targowała, bo widać, że baba spod ciemnej gwiazdy. Sama Dulska wspaniała w swej podłej głupocie. Było mi bardzo smutno po tej sztuce i wolałabym była wcale jej nie widzieć.
Wracając do Twojej kuracji, gdzież byś myślała jechać na kąpiele? W Franzensbad są niby klasyczne muły. Ale że i tam są oszukaństwa, to pewno. Będąc tam, słyszałam, że ten muł, który wybierają czy wylewają z wanien, składany bywa w długie wały (i widziałam nawet sama te wały) i że jak trzeba, używają go znowu dla leczących się. Miejscowość ładna, niezbyt droga; ordynuje tam d[okto]r Zofia Moraczewska ze Lwowa, ale - nie radziłabym Ci jej. Bardzo wątpliwe zdolności, choć poczciwa
kobieta. O Odessie i tamtych limanowych kąpielach nie ma co myśleć w tych czasach. Niepodobna narażać się na takie niepokoje, jakie tam grożą. Napisz mi drogie dziecko, jak i kiedy, i co, i gdzie - zamyślasz. Tu wyłazimy po trosze ze śniegów, które jednak leżą jeszcze w sadzie wyżej krzaków agrestowych.
Ściskam Cię serdecznie! Napisz dużo o sobie.
MK
[dopisek na lewym marginesie pierwszej strony:]
W Krakowie byłam u d[okto]ra. Biorę znów inhalacje, zażywam przeróżne bromy
- i kaszlę sobie w dalszym ciągu.
[dopisek na górnym marginesie pierwszej strony:]
Jak spędziłaś święta? My do kolei z domu wózkiem chłopskim przez tunel wybity w śniegach - otwarty prawda, ale objęty dwiema ścianami śniegów, na parę pięter wysoko. Drabki szorowały o te obie ściany i to nas ustrzegło od wywrócenia z dziesięć razy. Potem była powódź.