Mój drogi, kochany Staśku!
Jak list od Ciebie przyjdzie, to jest wielkie święto! Cieszy się stara matka, że Stasiek napisał, że zdrów, że pracuje, że mu się jako tako powodzi. Zaraz weselej się robi w domu, zaraz się mówi: pójdziemy gdzie daleko na spacer, i jest po prostu cieplej na świecie! Bo to tak: niby dobrze na świecie, niby pięknie, niby jasno, ale jak ziębi jakiś niepokój w samo serce, albo jakaś obojętność, albo niepewność, to i włoskie słońce nie grzeje. I żebyś o tym pamiętał, to byś niezawodnie pisywał znacznie częściej.
A jeszcze jeden powód powinien Cię skruszyć: jest tu we Florencji młoda panienka, córka adwokata Begeya z Turynu, która się kształci na nauczycielkę. Otóż cała ta rodzina jest wprost rozkochana w Polsce i w Polakach. Najpierw dlatego, że mają w sobie straszny zapał i zapęd do wszystkiego, co rycerskie a uciśnione, a po wtóre dlatego, że cała rodzina jest przejęta uwielbieniem dla Towiańskiego i jego nauki. Więc ta Polska, ojczyzna ich mistrza, niewymownie jest im droga i święta. Sprawa protestu wprawiła mnie w korespondencję z p[anem] Begeyem, a stąd poszła znajomość i z córką. Kiedy mnie odwiedziła pierwszy raz, mówię do niej: pani jest taka blondynka i takie ma niebieskie oczy (a jest jakby trochę podobna do naszej Zośki), że powinna mieszkać w Polsce, wyjść za mąż za Polaka. A ona zaraz wznosząc oczy do nieba: O, jakbym tego chciała! Wypadło potem, że spytała, ile mam dzieci. Powiedziałam jej Wasze imiona. Najbardziej jakoś uderzyło ją Twoje: „Stanislas!... O Dieu, comme c’est polonais!”. Więc jak już była ostatni raz, zaczęła się dopytywać, czy „Stanislas a écrit?” - no, żeby tak wiedziała, jakiś Ty leniuch do listów! A bardzo miła dziewczynina. Lat ma z 18, szczupła, bladawa, bo dużo pracuje. Od 5 rano do 7 - gra, potem idzie do seminarium nauczycielskiego (wziąwszy drugie śniadanie do kieszeni), potem o trzeciej idzie do biblioteki na studia przedmiotów specjalnych, a około 6 wraca do klasztoru, gdzie mieszka. Odwiedziłam ją kiedyś i zaniosłam jej trochę cukierków, radość była od nieba do ziemi i znowu dopytywanie, czy „Stanislas a écrit”. Dobra, miła dziewczynina, pełna prostoty i jakiejś duchowej pogody. Szkoda, że biedna, a i Ty masz niewiele, bo taka odmienna od naszych panien pretensjonalnych, próżnych i głupawych, żebym Ci ją zaraz swatała.
Jednak w tym towianizmie jest jakaś siła, która ludzkie dusze strasznie nad ziemię podnosi. Nie jest to żadna doktryna, żaden dogmat, ale jakby wzmożenie mocy ducha przez uznanie, że każdy naród i każdy człowiek nie może w miejscu stać ze swoją moralnością codzienną, ale musi, gdy przyjdzie czas, zrobić krok naprzód, a raczej - wyżej. że musi wydobyć z siebie wyższą duchową siłę i wyższą doskonałość. Jest to tak zwana „służba boża” około własnej duszy, a przez nią - około świata. Niezawodnie, jest w tym dużo słuszności. Każdy z nas przy najpowszedniejszym życiu ma chwile duchowego podniesienia, jakby rozjaśnienia jakiegoś wewnętrznego światła. Każdy ma chwile, w których się czuje więcej wart, zdolniejszy do dobrego i bardziej brzydzący się złem. Otóż jest to dowód, że te wszystkie pobudzenia ku dobremu, wyższemu, doskonalszemu życiu są w nas, kiedy momentami objawiać się mogą, a tylko przysypują je codzienne kłopoty i codzienne ułomności, i pewne duchowe lenistwo. Chodzi tedy o to, żeby takie chwile wzmocnić, przedłużyć w sobie, utrwalać je stopniowo, aż do pewnej ciągłości; chodzi o to, żeby te jasne iskry rozdmuchać, nie dać im wygasać, odgrzebać je z powszedniego popieliska i uczynić z nich choćby słaby, ale ciągły ogieniek, który życie i ogrzewa, i rozjaśnia. Jest może w tym trochę pracy, ale co nie jest pracą? A dla czynienia złego, czy nie podejmujemy zachodów? Ot, Stasinku, rozważ to sobie!
A teraz ściskam Cię najserdeczniej, mój drogi!
M.K.
[dopisek na lewym marginesie pierwszej strony:]
Czy jedziesz na święta do Arkadii - i kiedy?
[dopisek na górnym marginesie drugiej strony:]
Dulębianka bardzo Cię pozdrawia. Akcja protestu ciągle mnie jeszcze zajmuje, bo nieskończona.
[dopisek pod datą:]
Adres: Italia - Firenze - via Lungo il Mugnone 23 - p[ian]t[erano]