Listy z roku 1901

Do Zofii Królikowskiej
Monachium, 16.03.1901
Rps BUW nr 1425

Moja droga Zośko! Jak się cieszę, że jednak Bolkowi trochę jakby lepiej, spokojniej na duszy. Boć i w tym nieszczęściu są stopnie straszne i mniej straszne. Może go też usposabia dobrze spokój otoczenia i pewność, że Cię od czasu do czasu widzieć może.
Z podaniem - rzecz prosta, musisz tak zrobić, jak sama uważasz za lepsze. Może i prawda, że forma tego całego interesu nie powinna być inną niż w zwykłych razach i nie może pomijać biurowych zwyczajów. Ale zdaje mi się, że co do Benniego, to lepiej, żebyś nie chodziła. Te rzeczy zawsze wymagają dyskrecji. Taki Ci zrobi przysługę, ale niekoniecznie chce, żeby to głośnym było, że on się o coś starał i o coś zabiegał. Jeśli zajdzie jakiekolwiek nieporozumienie, to naturalnie, że je znów rozjaśnić u niego spróbuję - niby z tą „bezterminowością”. A dziękując mu za dobrą wiadomość i od Ciebie wyraziłam wdzięczność. Sądzę tedy, że dać lepiej spokój, aż do istotnej - gdyby zaszła - potrzeby.
Tak tedy, droga Zośko, mamy się ku zwinięciu naszego małego gospodarstwa. Graty się sprzedadzą, bo gdzie je ciągnąć z sobą? W Wiedniu - tam gdzie zostały - trzeba było wcale sporo za skład zapłacić, bo tam wszystko jedno, czy miejsce zabiera palisandrowy fortepian, czy stół kuchenny. Od miejsca się płaci. Więc nam za te rupiecie policzyli Bóg wie co. A gdy jeszcze dopłacił się transport, no, to łatwo pojmiesz, że za te pieniądze można było nowe takie graty mieć. Teraz zaś przybyło ich jeszcze. A tutaj są doskonale urządzone sale licytacyjne, gdzie każdy drobiazg dać można do sprzedania: jeżeli dość masz na całą licytację - to osobno. Jeśli trochę - to się przyłączasz tylko ze swoim i koszta są mniejsze. 10 procent płaci się w licytacyjnej sali, koszt transportu i koszt ogłoszenia. Zawsze nam coś z tego zostanie jeszcze przecież, zamiast - dopłacić może do wartości naszych rupieci.
No, i w stronę Brukseli żagle nastawione. Po Reichenhall pragnę się zobaczyć z Wami, albo - jeśli to teraz dla Was niedogodnie, niemożliwie - to zamiast w pierwszych dniach maja, może dopiero w jesieni. O tym się naradźcie, dobrze wszystko rozmyślcie, co, gdzie, jak - i napiszcie mi.
No, Zośko! Już niedługo zaczniesz pomagać Jankowi!
Ściskam Was najserdeczniej.
MK

[dopisek na górnym marginesie czwartej strony:]
Dulębianka ściska Cię serdecznie. Bardzo kontenta, bo jej kupili 2 główki w Krakowie.

[dopisek na lewym marginesie pierwszej, górnych marginesach drugiej i trzeciej oraz lewym marginesie trzeciej strony:]
Był tu wczoraj pochód studentów z pochodniami. Do 10 tysięcy - studentów z uniwersytetu, politechniki i Akademii Sztuk Pięknych - każdy wydział, każda korporacja w innych mundurach średniowiecznych - chorążowie ze sztandarami, prezesi w otwartych pojazdach czterokonnych - laufry i giermki na koniach. Adiutanci przy powozach z dobytymi szpadami - ze 20 orkiestr kolejno grających i tłumy, a raczej sznury, bo po dwóch studentów ciągnęło z pochodniami o kolorowych ogniach - przed pałacem królewskim pozdrawiali Luitpolda1 z powodu 80. rocznicy urodzin. Pochód ciągnął się dobre pół mili - e, więcej, bo godzinę szli - nim ostatek doszedł na miejsce. Patrzyłam trochę, ale dymy tych kolorowych ogniów były tak gryzące, że mi na gardło źle było.

[dopisek na lewym marginesie drugiej strony:]
Całe Monachium w wieńcach świerkowych, flagach, draperiach. Jutro główne uroczystości: Franz Josef przyjeżdża z Wiednia.