Droga moja Zośko najmilsza! Nie ma dotąd odpowiedzi od Święcickiego. Ale ja jednocześnie napisałam parę słów do Benniego, prosząc go o wdanie się przychylne w tę sprawę. Benni może być sobie bardzo niepopularnym człowiekiem w Warszawie; ale ze jasno nikt żadnej podłości nie dowiódł, można się więc do niego zwracać - w interesach. A ma on wpływy w tych kołach kolejowych bardzo wybitne i szerokie. Przede wszystkim jest alfą i omegą w rodzinie Szebeków i Rotwandów. To dużo znaczy. Po wtóre jest kolegą Markiewicza i sam lekarzem na Kolei Warsz[awsko]-Wied[eńskiej]. Po trzecie - zna mnie dawno, a Was - od dzieci prawie. Jakoż odpisał odwrotną pocztą: „Pani, zrobię co tylko będę mógł”. Niedużo, ale - wystarcza. I wierzę w to, ze istotnie zakrząta się w tej sprawie, ze nie będzie to czcza obietnica. Tak więc, Zośko droga, i Ty miej otuchę!
To niedomaganie kilkudniowe wyklarowało się jako influenza. Z tego powodu bywał znów d[okto]r Szuman i okolicznie wypytywałam go o stan świadomości w takiej jak Bolka chorobie. Mówił, a jest specjalistą od chorób nerwowych i kilka lat w zakładzie chorych umysłowo w Berlinie ordynował - mówił tedy, ze świadomość, to jest przytomność umysłowa co do własnego istnienia jest, ale na tle takiego kierunku pojęć, jakie w danej fazie choroby występują. Na przykład teraz może biedne Bolczysko czuć to, ze jest odosobniony i sprawę sobie z tego zdawać; ale z pewnością tłumaczy to sobie w sposób związany jak najściślej z manią wielkości. Czuje tak, jak na przykład Tasso zamknięty. Myśli więc, ze jego nadzwyczajny geniusz albo obudził zawiść albo wymaga nawet takiego odosobnienia.
I patrz! Ledwo d[okto]r wyszedł, otrzymałam list z Ameryki od Wacława Hłasko, którego nie znam, ale który dotknięty od lat paraliżem takim, znalazł się obecnie w zakładzie. Słuchaj, jak on to sobie przedstawia. Piszę dosłownie: „Od czterech miesięcy żadna dusza ludzka z ordynarnymi myślami nie była dopuszczona do mnie - oprócz kilku studentów, co są tak samo izolowani od świata jak ja, i co nie mają prawa mieć ordynarnych myśli. Nigdy nie oddychałem świeższym eterem, nigdy obecności bogów nie czułem bliżej. Żyję niby w świecie tak odrębnym, tak dziwnym, tak nowym, że nie dziw zapomnieć o padole płaczu, chyba że z daleka, niby ciągła prośba i jęk jakiś dolata, prosząc o pomoc. Ale już minął czas, gdyśmy błagali świat, by do nas przyszedł; nie my teraz pójdziemy do świata - my owszem uciekamy od niego, ale świat musi przyjść do nas. I przyjdzie. Za 50 lat fale całej ludzkości zwrócą się do nas, bo wszędzie będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy u nas będzie szczęście i wzniosłość. Wieczorami często zbieramy się w Aryan Temple (pewno w sali ogólnej). Jest to okrągły budynek z kopułą ze szkła fioletowego (fioletowa i niebieska barwa używa się dla złagodzenia rozdrażnień nerwowych) - i z tak dziwną akustyką, że śpiew po odśpiewaniu sam śpiewa w kopule - czasem pół minuty. Nic podobnego nigdy nie słyszałem. Jakby chór aniołów śpiewał. Raz miałem nawet podejrzenie, że to jest coś magicznego, przeciwko wszelkim zasadom fizyki, którą znam dobrze, będąc sam wynalazcą. (Jest marnym literatem). Kostiumy w tej hali okrągłej używamy greckie (pewno chodzą biedacy w szlafrokach) i siedzim[y] na podłodze według greckiego zwyczaju. Dziewczęta oprócz tego stroją się w girlandy kwiatów, których tu mamy obfitość o każdej porze roku. Literatura tu szczególnie kwitnie, a w tym klimacie i otoczeniu cudowne myśli przychodzą na papier. W ogóle wszystko jest dziwnym, jak najszczęśliwszy sen. Więcej przyznaję, niż zasłużyłem. Nigdy nie spodziewałem się takiej nagrody. Jest to niespodzianka mistrzów. Córko światłości, czyż nie powiesz: Na koniec jest uczyniony przybytek na ziemi! Z całego szeregu poetów, o ile mogę domyślać się przyszłości, jest osądzono, by Pani poezje się wcieliły. Ale Pani sama jest sędzią. Wszystko jest obmyślanym, plan gotowy, kapitału mamy miliony, przeszkód żadnych - i chociaż czarnoksiężnicy prawie co miesiąc podsyłają ludzi z pistoletami, by powystrzelać niektórych z nas, ale coś im się to jakoś nie udaje. Ponieważ masy amerykańskie po naszej stronie, więc im się nie uda tych mas podburzyć...” itd.
Widzisz, najdroższa Zośko, zupełnego obłąkańca - a czy to nie jest człowiek szczęśliwy? Żyje w urojonym i wymarzonym świecie, z którego nie wyrwie go żadna rzeczywistość. Troski, kłopoty nie istnieją dla niego - on wyższy nad nie - wyższy nad ludzi. A to jest właśnie faza rozwijająca się u Bolka. Więc to, co w takiej ruinie życia najbardziej udręcza, to okropne pytanie: co on myśli? co on czuje? - na które nie śmiemy dać sami sobie odpowiedzi - widzisz, jak się rozwiązuje litościwie przez sam rozwój choroby. Piszę Ci to dlatego, moja droga Zośko, że i ja sama tak jak Ty - zwykle odpowiadam na to pytanie według własnego myślenia i czucia - a to jest zupełnie inaczej. Natura jest i niemiłosierną, i miłosierną zarazem. I tu - jak w śmierci samej - najgorzej tym, co zostali.
Moja droga Zośko, ściskam Cię najserdeczniej i czekam wiadomości od Ciebie.
M.K
[dopisek na lewym marginesie pierwszej strony:]
Czy Lorka wróciła z Warszawy? Uściskaj ich oboje ode mnie.
[dopisek na lewym marginesie czwartej strony:]
Dopominamy się Twojej decyzji co do przyjazdu.