Droga Zosieńko! Posłałam Ci, jako próbkę bezwartościową, a zatem niepodlegającą ocleniu, takiego „Kindla” ubranego. Dojdzie, dobrze, a nie dojdzie - drugie dobrze, bo to niewiele kosztuje. Karty z wyobrażeniem porządnym Kindla ani poświeć. Same dziwolągi fantastyczne, z których trudno mądrym być. Przekonasz się sama, patrząc na dwie moje karty, jeszcze najbliższe pierwowzoru, a i tak fatalne.
Na Twój projekt - zgadzam się zupełnie, po rozpatrzeniu go należytym; ale na co się nie zgadzam wcale, to na to, żebyście Wy opłacali za porządek na grobie Tadzia. Mogłam ustąpić na prośby Emilki - ale tylko dlatego, żeby jej uczucia bliższości nie ranić. Teraz wszakże, kiedy ona sama to wypuściła z rąk, to tylko ja mogę podjąć, Zosieńko droga! Zaraz też poślę Miszuni jakieś quantum na to i już - póki tam się będę kołatać na tym świecie, stale to będę regulowała.
Wiesz też, Zośko, co mi przyszło do głowy? Oto, gdybyście kiedy mieli nie być w Aleksandrowie, czy nie byłoby dobrze, żebyście poddzierżawili od Janka Arkadię - nie młyn - ale samą Arkadię? Ja to sobie wyobrażam tak, że opatrzylibyście domki, porobili odpowiednie starania (ogłoszenia) o wynajem, założyli na wet coś w rodzaju pensjonatu (pokoje na lato z całym utrzymaniem), przy tym można by poza Arkadią wydzierżawić od chłopów trochę gruntu, zająć się ulepszeniem sadu owocowego w Arkadii, może nawet rybnym gospodarstwem. Zośka by też mogła na lato dać ogłoszenie, że przyjmie parę dziewczynek (których rodzice wyjeżdżają do wód i często nie wiedzą, co z dziećmi, średniakami takimi, zrobić); przy czym mogłyby i lekcji mieć jakie dwie godzmjy] dziennie, i opiekę - jak nie można mieć lepszej - bo Twoją. Więc jak Ci się to wydaje? Byłoby sporo pracy, ale we dwoje dalibyście radę i kto wie, czy nie bardziej by się to opłaciło finansowo niż inna jaka dzierżawka. Bo tak zawsze sobie wyobrażam, że jakbyście się kiedy ruszyli z Aleksandrowa, tobyście ciągnęli na wieś. Na przykład taka Szczepanowska. Założyła w Nauheim pensjonat i żyje z tego z gromadą dzieci. A choćby nawet nie całkowity pensjonat, czego się u nas jeszcze ludzie trochę boją, bo rzecz jest kosztowniejsza, ale tylko sklepu rodzaj i rodzaj rozsyłania obiadów gotowych osobom mieszkającym przez lato - zdaje mi się, że ściągnęłoby to wielu letników, obawiających się teraz po prostu kłopotów utrzymania się wygodnego, przy znacznym oddaleniu od miasta. Już muszą teraz brać garnki, miski, sługi, czego wszystkiego uniknąć by mogli. I to, myślę, byłaby duża zachęta. Coś podobnego było w Arkadii dawniej, gdy tam mieszkał Thiel[e] i z praktycznością niemiecką sprowadzał do Arkadii dla letników produkty spożywcze, wyrabiał miody, sprzedawał mleko - itd. W całej okolicy tamtejszej są ogromne pasze, dużo bydła. Można by przez lato skupować masło, sery, w Warszawie wyrobić sobie zbyt w takim czasie, kiedy ceny są wyższe. U nas ogromnie potrzeba takiego pośrednictwa rozumnego między wsią a miastem. To wszystko idzie brudną i oszukańczą drogą na ręce przekupniów. Czytałam świeżo, że takie punkty gospodarsko-przemysłowe rozwinęły się bardzo pomyślnie na Żmudzi, i to w ręku kobiet. Jedna z nich założyła zupełną fabrykę suszonych warzyw, suszonej kapusty, i to na pozaeuropejski transport, i bardzo jej się to opłaca.
Wyobrażam sobie, że Ty, Zośko, ze swoim duchem inicjatywy, z usposobieniem czynnym i energicznym, nielubiąca bezcelowego życia - mogłabyś ogromnie świetnie poprowadzić takie gospodarstwo przemysłowe. Bo tu nie tyle idzie o kapitał, co o przeróbkę produktu - a zatem o pracę. Punkt, miejsce zdaje mi się jak wybrane. Okolica żyzna, niedaleko od kolei, a zamieszkiwanie w tak uroczej miejscowości też w rachubę brać warto. Jest się tam na czym rozpostrzeć. Wierzcie mi, że Arkadia potrzebuje tylko zajęcia się nią i pracy. Janek nie ma czasu na to; ich stosunki zresztą są inne; dom, dzieci pochłaniają Jadwigę, ona nie do tego. Ale Wy - rzecz inna. Miałby i Bolek pracy dosyć - a oboje mielibyście warunki pobytu wiejskiego, jakie na sto wsi - jeszcze by się nie znalazły może. Wiem, że nie z samym Jankiem trzeba by się układać o to, ale i [w]spólnik jego także się da ugadać - jak myślę. Rozważcie tylko ten projekt wszechstronnie.
Nie, Zosieńko, nie odkładajmy tych stu rubli. Zapłacisz je zaraz za tę pożyczkę kolejową i będziecie mieli o jedno już spokojną głowę! Ja teraz Gebethnerom sprzedałam Italię5 - i już z tą myślą targowałam się o cenę, że co wytarguję, to będzie dla Zośki. Trzymali się, nareszcie zmiękli - więc już mi nie możesz odmawiać. że teraz nie nagli - to nic. Bo potem mogą i na mnie przyjść gorsze czasy, a zawsze będzie jeden kłopot mniej. Więc jak tylko mi zapłacą, [na lewym marginesie ósmej strony:] to przyślę.
A teraz bardzo serdecznie ściskam Was oboje.
[dopisek na górnym marginesie ósmej strony:]
Dulębianka ściska Cię, Zośko, i pozdrawia Bolka. Bywajcie mi zdrowi!
MK
[dopisek na górnym i lewym marginesie pierwszej strony:]
Strasznie źle sypiam znowu. Tak mnie to denerwuje, ze strach. Przy tym tyle terminowej roboty! Jeśli pokończę do Nowego Roku, to sobie na odpoczynek pojadę gdzie, a dom zwiniemy tymczasem, oddając meble na przechowanie. Już i zupełnego wyniesienia się z Monachium były projekty. Nie wiem jeszcze, jak będzie.
[dopisek na górnym marginesie czwartej strony:]
Tak, dziecinko, wszystko jedno: Z roku Mickiewiczowskiego - to ogólny tytuł, O Dziadach - i Portrety - poszczególne6.