Moja droga Zosieńko! Ucieszyłaś mnie swoim listem bardzo; bo i Bolkowi lepiej, i da Bóg będzie coraz lepiej, i Tobie może tez trochę w Zakopanem sił przybyło. Jakże lekcje? Czy masz jaką teraz? A i to mnie uradowało, coś o życiorysie Mickiewicza pisała. Dla Warszawy ta książka jakby stracona, choć w niej nic przecież takiego nie ma; ale Galicja chwali ją sobie i dużo czyta, co mnie też cieszy, bo tak myślę, że wzrusza ta rzecz serca ku ojczyźnie i dobru. Żyjemy w tak okropnym rozproszeniu, nie tylko terytorialnym, ale i umysłowym, że nam koniecznie potrzeba widzieć przed sobą jakiegoś wodza - ducha. I takiego chciałam w Mickiewiczu Polakom pokazać.
Teraz mi znowu zabiła „Bibl[ioteka] Warsz[awska]” klina z pisaniem o Krzyżakach 2. Żebym to pisać mogła, co myślę i czuję, gdy mowa o dawnej dzielności, o dawnej potędze i o obecnej niedoli! Ale i tak warto o tym powiedzieć to i owo, i to będzie teraz pierwsza robota moja. Potem iść musi ta utrapiona Krysta 3, za którą Niewiadomski aż do Fussen jeździł, żeby z niej operę do swojej muzyki mieć. Myślał, że już na otwarcie sezonu tego we lwowskim teatrze da się to zrobić, i już chciał w Fussen czekać, póki nie napiszę; ale nie mogę pisać, jak mi taka egzekucja grozi - i tak się odwlekło. Potem musi być dokończony Balcer, który Bogusławski, choć częściowo, ile miejsca starczy, chce w „Bibliotece [Warszawskiej]” przed wyjściem swoim z niej dać, bo cała buda od nowego roku ma się podobno zmienić. Takie to mam roboty przed sobą, a prócz tego rwie nas obie lecenie jeszcze choć na dni kilka przed zapadnięciem zimy w góry, ku Ischlowi i Gmunden, za Salzburg. Nie wiem, jak się to wszystko wydąży.
Na nowym mieszkanku, bardzo ładnym, jako tako urządziłyśmy się tylko co. Mebelki nasze licho wyglądają przy posadzkach, tapetach ładnych, stylowych sufitach i kolorowych piecach z majoliki. Ale cóż! Szkic Twój, Zośko, wisi naprzeciw mego fotel[i]ka przy biurku; raz wraz poglądam na niego. Żałuję, że nie mam i szkicu Lory dla siebie. Biurko stoi - jak na dawnym mieszkaniu w skos ku oknu, tak tu ku balkonowi; balkon ma drzwi szerokie szklane i boczne przyokienko podłużne o jednej szybie, tak że całość też jest podobna do dawnego dużego okna. Pokój tejże formy i prawie tejże wielkości, lecz niższy. Sufit ma drewniany, zakopiańskim stylem malowany, z ciemnego i jasnego drzewa układany. Balkon na wielką łąkę, za łąką ogrody - z boku park. Szkoda, ze wejścia bezpośredniego stąd do parku nie ma, tylko ściana drzew za ogrodzeniem. Łąka właśnie posieczona - tchnie sianem. Jest gdzieś w pobliżu krowa i cielę, którego beczenie dopełnia tę sielankę. Ten balkon naraził mnie na wydatek 18 marek. Bo jak jest, to go przecież używać trzeba. A że u nas, jak wiesz, nie ma zbytku sprzętów, więc kupiłam dwa drewniane, nie- bieskawozielonawe stylowe krzesełeczka i takiejże barwy stoliczek okrągły, co wszystko razem stoi na macie przeplecionej niebieską słomą. Straszny tylko brak czego zielonego. Jeśli dożyję wiosny, to tu choć dzikiego wina i słoneczników na- hoduję. Teraz oranżerię naszą przedstawia doniczka liliowych astrów, która stoi na tym słupku, co to był dawniej wazon z kotkami wierzbowymi, z tymi baśkami, wiesz - tudzież dwie doniczki marnych balsaminków, z których nam nasza posługaczka powitanie na nowych śmieciach uczyniła.
Co jest złe, to że Dulębianka nie ma pracowni, tylko pokój. Ale okno duże, na północ, na otwarty horyzont - więc mówi, że jej nawet lepiej niż tam, bo te dachy z boku, pamiętasz, od nowych domów, dawały czerwony refleks. Żal mi było na ogół - naszego dawnego mieszkanka. Miało swoje bardzo miłe strony. Ale te schody już mnie tak strasznie i coraz bardziej męczyły, że nie sposób. No, a jak się jeszcze pokazały myszy, jak należało się ich jeszcze więcej zimą spodziewać, bez nadziei wytępienia, bo przy lichocie podłóg i murów, przy jednej załatanej dziurze nazajutrz zaraz była druga świeża - tak i dobrych stron i miłych trzeba się było wyrzec. Prócz tych dwu pokoi na północ i na ową łąkę mamy trzeci, mniejszy, z całkiem osobnym wejściem (a i tamte mają wejście osobne) z oknem na południe. Tam stoi nasza szara sofa (teraz wyfigurowała pod główną ścianę), stół przed nią, bufecik nasz gospodarski, szafa moja do sukien i pomniejszy stolik z lampą i gazetami. Korytarz jest prawie tak szeroki jak i tamten, klozecik elegancki z oknem o szybach matowych, kuchnia z balkonem dużym na dziedziniec, z przepysznym urządzeniem - zbyt dobrym dla nas, niezawodnie - i jeszcze za kuchnią miły zakamarek z oknem na zachód, kwadratowy, gdzie stoją nasze kufry i moja umywalnia, tudzież łazienka ze śliczną wanną i b[ardzo] wygodnie urządzona. Płacimy za to 800 marek, kontrakt roczny, ale z wypowiedzeniem kwartalnym. Najgorzej się boję zimy, bo węgle idą szalenie w górę, a okna na północ. Już w pierwszych dniach zaraz dostałam tu srogiego kaszlu, ale czy to że nawykłam trochę, czy że się ociepliło na świecie, już mi to przechodzi. Trochę też odludno. Ale widać z balkonu, jak po tej dużej alei, co się z niej skręcało na Georgen, tramwaj chodzi; widać na lewo i grupy domów wśród prywatnych ogrodów tejże alei.
No, droga Zosieńko, czas mi kończyć. Bardzo serdecznie ściskam Was oboje! Czy Bolka nie męczy praca biurowa? Niech aby nocą śpi dobrze!
[dopisek na lewym i górnym marginesie pierwszej strony:]
Dulębianka przesyła Wam obojgu pozdrowienia. Ciebie, Zośko, a parte5 ściska serdecznie. Dziś pierwszy raz puściła się sama na miasto na rowerze, porzuciwszy szkolny teren - i przyjechała pokazać się pod balkon, z którego dostała brawo.
[dopisek na lewym i górnym marginesie drugiej strony:]
Ta sama posługaczka i tu przychodzi, tylko tyle, ze dwa razy na dzień. Studencka polska kuchnia jeszcze zamknięta, więc ja gotuję, co drugi dzień, na tej paradnej kuchni. Co drugi - bo kłopot co dzień - a tak przygrzeje się na spirytusie i jest.
[dopisek na lewym marginesie trzeciej strony:]
Jeszcze raz, drogie dziecko, całuję Cię z całego serca!