Moja droga Zosieńko, piszże częściej, bo teraz mi tęskno bardzo, jak tak długo nie mam znaku życia od
Ciebie!
Jak święta? Czy wesołoście je i w dobrym zdrowiu spędzili? Czy nie wybraliście się do Janków? Czy były Stachy u Was i Stasiek? Co zwłaszcza o Staśku? O jego posadzie? Czy stara się o coś pewnego już upatrzonego? Czy może mu w czym pomóc bym mogła? Pisz wszystko!
U nas tak: w pierwsze święto byłyśmy na święconym urządzanym przez zjednoczone stowarzyszenia polskie w Monachium. Bo okazało się, o czym nie wiedziałam, ze są tu aż trzy stowarzyszenia, ze mają swoją polską kuchnię nawet, do której myślimy się przenieść z braniem obiadów. Otóż tak: wchodzimy, salka ciasno zapchana ludźmi tak, że się ruszyć nie mogą od stołów (czterech długich, jeden za drugim), siadamy, bigos. Przedtem jeszcze jajkiem się dzielą i zaraz naturalnie mowa, którą wypowiada wiceprezes. Zaraz okrzyki, życzenia i dopiero ów bigos. Potem była szynka, cielęca pieczeń, kiełbasa litewska, jakieś placki z serem, potem barszcz w filiżankach, no, wino, piwo, wódki, i na ostatku mazurek. Wszystko to przeplatane gęsto mowami, które sobie wzięły mnie za cel. Najpierw przewodniczący stowarzyszenia] młodzieży, potem Żydek Epsztein - („bardzo bułem wzrusiony i nie mogłem się wyjęzyczyć” ciągle tylko powtarzając „witamy panią Marię Konopnicką, która...” i znów to samo). Potem delegat stowarzyszenia robotników. Potem delegat z Poznańskiego. Plątało się to trochę, ale było wiele serdeczności. Odpowiadałam wierszem, odpowiadałam i prozą, huczne oklaski za każdym razem. Potem wszyscy śpiewali Wesoły nam Uzisdzień nastał, potem Marsz, marsz Dąbr[owski] i inne pieśni. Było tego ze dwie godzin[y] w strasznym gorącu i ciasnocie. Ale mężnie dotrwałyśmy jakoś. Wielkie pożegnania, wyprowadzania hurmem na ulicę - i wróciłyśmy do domu - jak bez duszy. Wieczorem byłyśmy proszone do owych to Radziejowskich, ale ani sposób - po takim zmęczeniu. Więc tylko posiedziałyśmy sobie w parku, bo dzień był cudny. Teraz znów zimnisko straszne. U Radziejowskich] byłyśmy na chwilę wczoraj. Mają ślicznych dwoje dzieci. Ona - taka sobie ot kobiecina.
Całuję Was oboje najserdeczniej.
M.K
[dopisek na lewym marginesie pierwszej strony:]
Dulębianka szczere pozdrowienia załącza.
[dopisek na górnym marginesie drugiej strony:]
Do Nauheim już się wybieram, za jaki tydzień myślę jechać, a precz żałuję, że nie z Zośką!
[dopisek na lewym marginesie trzeciej strony:]
W drugie święto była znów u nas delegacja od młodzieży z podziękowaniem i malarka Wolińska z Krakowa.