Listy z roku 1900

Do Zofii Królikowskiej
Monachium, 18.04.1900
Rps BUW nr 1425

Moja droga Zosieńko, piszże częściej, bo teraz mi tęskno bardzo, jak tak długo nie mam znaku życia od
Ciebie!
Jak święta? Czy wesołoście je i w dobrym zdrowiu spędzili? Czy nie wybraliście się do Janków? Czy były Stachy u Was i Stasiek? Co zwłaszcza o Staśku? O jego posadzie? Czy stara się o coś pewnego już upatrzonego? Czy może mu w czym pomóc bym mogła? Pisz wszystko!
U nas tak: w pierwsze święto byłyśmy na święconym urządzanym przez zjednoczone stowarzyszenia polskie w Monachium. Bo okazało się, o czym nie wiedziałam, ze są tu aż trzy stowarzyszenia, ze mają swoją polską kuchnię nawet, do której myślimy się przenieść z braniem obiadów. Otóż tak: wchodzimy, salka ciasno zapchana ludźmi tak, że się ruszyć nie mogą od stołów (czterech długich, jeden za drugim), siadamy, bigos. Przedtem jeszcze jajkiem się dzielą i zaraz naturalnie mowa, którą wypowiada wiceprezes. Zaraz okrzyki, życzenia i dopiero ów bigos. Potem była szynka, cielęca pieczeń, kiełbasa litewska, jakieś placki z serem, potem barszcz w filiżankach, no, wino, piwo, wódki, i na ostatku mazurek. Wszystko to przeplatane gęsto mowami, które sobie wzięły mnie za cel. Najpierw przewodniczący stowarzyszenia] młodzieży, potem Żydek Epsztein - („bardzo bułem wzrusiony i nie mogłem się wyjęzyczyć” ciągle tylko powtarzając „witamy panią Marię Konopnicką, która...” i znów to samo). Potem delegat stowarzyszenia robotników. Potem delegat z Poznańskiego. Plątało się to trochę, ale było wiele serdeczności. Odpowiadałam wierszem, odpowiadałam i prozą, huczne oklaski za każdym razem. Potem wszyscy śpiewali Wesoły nam Uzisdzień nastał, potem Marsz, marsz Dąbr[owski] i inne pieśni. Było tego ze dwie godzin[y] w strasznym gorącu i ciasnocie. Ale mężnie dotrwałyśmy jakoś. Wielkie pożegnania, wyprowadzania hurmem na ulicę - i wróciłyśmy do domu - jak bez duszy. Wieczorem byłyśmy proszone do owych to Radziejowskich, ale ani sposób - po takim zmęczeniu. Więc tylko posiedziałyśmy sobie w parku, bo dzień był cudny. Teraz znów zimnisko straszne. U Radziejowskich] byłyśmy na chwilę wczoraj. Mają ślicznych dwoje dzieci. Ona - taka sobie ot kobiecina.
Całuję Was oboje najserdeczniej.
M.K

[dopisek na lewym marginesie pierwszej strony:]
Dulębianka szczere pozdrowienia załącza.

[dopisek na górnym marginesie drugiej strony:]
Do Nauheim już się wybieram, za jaki tydzień myślę jechać, a precz żałuję, że nie z Zośką!

[dopisek na lewym marginesie trzeciej strony:]
W drugie święto była znów u nas delegacja od młodzieży z podziękowaniem i malarka Wolińska z Krakowa.