Moja droga Zosieńko!
Proś ode mnie Bolka, żeby zabrał z Otłoczyna książki dla Stasia. Jest to pakiecik z trzech tomów podróży Hildebrandta, które w sobie nie mają nic niecenzuralnego. Posłałam je poste restante.
Jak się miewacie, Wy i Stasiek? - U nas tu zimne wilgotne powietrze, którym mi bardzo ciężko oddychać. Wróciłam do inhalacji, ale bez skutku. Przeraza mnie myśl o Gorycji, tak tam strasznie smutno, a może będę zmuszona wyjechać znów do niej dla tej trochy lepszego powietrza, jakie tam jest. Teraz ciągle mam chrypkę i kaszel.
Smutek tu zawitał. Umarł pan Wyczółkowski, stary mąż p[ani] Anny, siostry Dulębianki. Umarł sam, bez żywej duszy bliskiej, bo ona była wtedy w Paryżu, starając się o posadę w liceum, a Marii nikt znać nie dał. Wczoraj dopiero otrzymałam list od pani Podgórskiej z Wiednia, że stare majorzysko poczciwe nie żyje, że żona, do której telegrafowali, nie zastała go już, i żeby przygotować Dulębiankę. List ten dostał się jej w ręce; okłamałam ją zrazu, że to od posła Lewickiego, który czasem pisuje do mnie w sprawach literackich, ale się zaraz zaczęła domyślać, że coś złego, i dowiedziawszy się, w godzinę potem już była w drodze do Wiednia. Ma zamiar przywieźć tu siostrę, przynajmniej póki pierwsze wstrząśnienie nie przejdzie. Biedny stary major! Przechodził on jakąś operację w lecie i już nie mógł przyjść do siebie, co i nie dziwno, w tak późnym wieku.
No, jakże się Wam wydaje syn Janków? Pewno są bardzo pyszni z tego syna!
Lora pisała wczoraj, że się ma dobrze, tylko że i tam w Warszawie smutno bardzo. Ale radości, tej prawdziwej, cichej a głębokiej, jaka płynie z serca, nie z okoliczności zewnętrznych, wszędzie mało.
Całuję Was serdecznie oboje i proszę Bolka, aby nie zwłóczył z odebraniem tych książek, bo jeszcze zaginą gdzie albo je znów odeślą.
Bądźcie mi zdrowi i piszcie prędko.
M.K