Moja droga Zośko,
co znaczy, ze tak bardzo dawno listu od Was nie mam? Dwa razy już pisałam i daremnie na odpowiedź czekam. Obawiam się, czyś nie słaba, albo może Bolek - albo kto tam z Was? Wszak to tak mało czasu zajmie napisać choćby kartę pocztową, a Ty mnie zostawiasz w takiej niespokojności. Chciałabym tez znać adres tej stacji, która jest was najbliższa od strony Torunia, wiesz, chciałam posłać tę paczkę dla Janka, o którą dla Hel[eny] pisał.
Upały są tu męczące nieznośnie, za to sługi nie ma. Tamta była złodziej, trzeba się z nią było rozstać - a o drugą (przychodną na dnie, jako tańszą) trudno. Sama tedy wszystko w domu robić muszę, co przy gorącu bardzo męczy.
Trafiły tu do nas różne Polki: jakaś panna Raab, lwowianka, śpiewaczka, Kleczyńska (córka muzyka) a także pani Prohazka z córką. Wszystkie te panny uczą się w szkole Souvestrów i na scenę jako primadonny się wybierają. Ale mnie one nie bawią, choć miłe. Prawdziwy urządziły tu koncert dla nas.
Byłyśmy trochę w górach, pieszo, cały dzień. Góry małe, ale malownicze; schodziłam się tak, że nazajutrz cały dzień musiałam przeleżeć. Ale kiedy się już jest w tej Szwajcarii Saskiej tak blisko, to się chce coś widzieć.
Ogromnie czekam Twego listu, droga Zośko, i całuję Was najserdeczniej.
MK