Droga Zosieńko!
Wojujesz, wojujesz, aż się dowojujesz z takim marnowaniem zdrowia, niesypianiem po kilka nocy i zrywaniem sił. Ty pamiętaj o tym, że jesteś przede wszystkim chucherko słabe, anemiczne, mające ledwo tyle zapasów zdrowia, ile ich na najkonieczniejszy użytek trzeba, a na żadne nadetatowe ekstrawagancje go nie masz! Pomyśl też, czy nie należałoby Ci wypić parę butelek wody tej, którą piłaś w roku zeszłym, z mlekiem zdaje się. Wiosna jest porą, w której organizm, pobudzony nieco zazwyczaj w działaniu ogólnym, łatwiej i z większą korzyścią asymiluje wszelkie takie mineralne lekarstwa. A co się teraz nie wzmocnisz, to się już później także nie uda. Wszak to niedrogie rzeczy.
Lora przysłała mi na imieniny swoją szlachetną fizys. Utyła, rzeczywiście, biedota! Ale nie trzeba ją bardzo w ambicję wbijać, bo to jej zdrowie to bańka mydlana. Lada powiew wiatru zdmuchnie to znowu. Więc projekt zjazdu z Jankiem i z Lorą trwa. Kto więcej? Janek chciał, żebyśmy razem - ja i on - do Lwowa też na wystawę jechali1. Nie wiem jeszcze, jak to będzie, ale ogromnie się cieszę na zobaczenie Janka i Lory chociażby. Chciałabym bardzo, żebyś i Ty przyjechać mogła, i Staś także.
Pisze mi Stasiek, że dość zadowolony: ale mnie to jego zadowolenie wcale nie cieszy. Co on tam ma za przyszłość przed sobą? Na początek, niechby jeszcze. Ale nadal, koniecznie będę, później, z czasem, chciała umieścić go jako pomocnika przy Girdwojniu, który ma na całej Litwie praktykę i klientów, operuje na jeziorach ogromnych jak Trockie, Wigierskie i inne, a nie na paru stawach szlacheckich. Tam by i naukę swoją dopełnił, i stosunki zawiązał, i przygotował sobie samoistną, taką jak Girdwojń, karierę. Ale tak wiele rzeczy rozbija się o tę ociężałość Staśka, o tę apatyczną bezradność, jaką wyniósł z pobytu w Górze i Gorzuchach. Na to trzeba lat całych, żeby znów odrobić. I kto wie, czy się odrobi nawet.
A jakże Wy tam, z Waszym Aleksandrowem, kontenci jesteście? A może i w tym roku będziesz się mogła wybrać, choć na jaki miesiąc, w las, na wieś do Jaraczewskich? Dobrze by to było. Namawiam Lorę, żeby do Zakopanego Piotrową z sobą wzięła. Tam sługi tak dobrej i wyćwiczonej, a zwłaszcza tak przywiązanej nie znajdzie; a co do jadania w restauracji, to też mowy o tym być nie może, a przynajmniej nie powinno, zważywszy koszt duży, za który jest zresztą mało posiłku. Lepiej więc ponieść koszta drogi Piotrowej.
Tu - ciągle chłody i deszcze. Ani razu nie było mi jeszcze ciepło w domu, o gorącu nawet nie mówię. Okna tez wychodzą na północny wschód i na północ, słońca nie widzę prawie. Do 15 czerwca tu zostanę; gospodyni moja przeprowadza się 1 lipca, a trzeba wiedzieć, co to jest przeprowadzanie się Niemki. Trzepią, czyszczą, szorują, latają jak koty z pęcherzami przynajmniej na 2 tygodnie przedtem. Chcę więc uniknąć i kurzu, i zamieszania tego.
Bolku, słyszałam, ześ miał jakąś awanturę z węgorzem? Pfe, wstyd!
Dziękuję Ci bardzo za dobre życzenia i Zośce tez, i oboje Was ściskam serdecz [nie].
M.K