Moja droga Zośko i drogi Bolku!
To było do przewidzenia, że tak się skończą te procesy: i teraz nie łudzę się, żeby cokolwiek było do wygrania; to po prostu mania, która tak gubi jak każda inna. Posyłam Ci Zośko 10 rubli, żeby Ci w tym ciężarze ulżyć; właściwie chciałam posłać 8, a 2 na mszę za Tadzia, bo teraz więcej nie mam: ale rozporządź, jak zechcesz.
Ja tu na wyjezdnym; a raczej jestem prawie zmuszona wyjechać: od trzech dni wstawili do obocznych pokoi kosze z koksem, które się palą dzień i noc dla osuszenia mieszkania. Pierwszego dnia o mało się na śmierć nie zaczadziłam, aż na policję latał doktor; a dnia drugie[go] zbieram papiery w futrze przy otwartym na rozcież balkonie, a nocuję u matki p[anny] Marii [Dulębianki]. Tak mi zbrzydły te szwajcarskie bezprawia, to nikczemne chłopstwo gburowate, że jednej chwili pragnę stąd się wyruszyć. Ponieważ chciałam zamknąć mój korytarz na klucz, rządca wyrwał go z zamku, a ja w niezamykanym mieszkaniu od trzech tych dni męczę się, pomimo otwarcia balkonu cierpiąc ciągle dzwonienie w uszach i zawrót głowy. Ale tu dla cudzoziemców nie ma prawa. Pietrek tylko użył, bo ze dwie godziny lał po wszystkich pokojach wodę, może im pozaciekają sufity; niech ich licho bierze, tych gburów, tu tylko ten coś wart, kto pięść ma mocną.
I pomyślcie tylko, że nie ma jeszcze 10 dni, jak się podniosłam z łóżka po ogromnym przejściu, o którym pisałam Lorce1 i które ledwo mi trochę sił zostawiło. Czwarty to już raz w Zurychu. Na gwałt muszę szukać lepszego klimatu i przyjaźniejszych warunków dla zdrowia: jestem jak rozbitek i dwóch myśli zebrać tu nie mogę. Teraz już kuferek mój zapakowany, papiery tylko skończę dziś porządkować i jutro jadę. Gdzie sama nie wiem. Chcę na południe; a że drogi na raz dużej przy takim osłabieniu i to trzecią klasą odbywać nie mogę, więc zatrzymywać się będę w paru miejscach: w Mediolanie, w Bolonii i we Florencji, aż sobie kąt jaki upatrzę.
Moje drogie dzieciaki, piszcie do mnie częściej; niech przynajmniej nie gnębi mnie niepokój o Wasze zdrowie. Do Lorki pisałam niedawno, teraz ją tylko serdecznie całuję. Pisałam wczoraj list obszerniejszy o różnych naszych sprawach i kłopotach do Janka: być może, iż zrobi, jak sobie życzę, i przyjedzie na jaki dzień do Warszawy dla porozumienia się z Wami. Nie powtarzam tedy nic z tego, o czym z nim korespondowałam. Proszę Cię, Zośko, niech ojciec nie wie, że masz ode mnie przesłanych kilka rubli: zbyt wiele może liczyłby potem na tę pomoc, a ja mam sił coraz mniej, a Lorka i jej los są teraz pierwsze.
Całuję Was najserdeczniej. Pisz, Zośko, Florencja poste restante.
Bolku! Jak dawno nie miałam od Ciebie ani słowa!
M.K.