Moje drogie Bolki!
Nie dajecie jakoś znaku życia dawno. Nawet opis Konstancji i pamiątek Husa nie poruszył Was jakoś, bo nic mi Bolek nie odpowiada, czy był tam, czy nie był? Jest to bowiem wycieczka, którą nawet z praktykowaniem końskich befsztyków pogodzić można, zważywszy na jej taniość. Dobrze, żem się pośpieszyła za dwa dni pogody cieplejszej; teraz śniegi wielkie znów spadły i mróz grudniowy ścisnął. Niezbyt go czuję, bo ciągle w futrze siedzę przy pisaniu: inaczej na nic bym zmarzła.
Jak się tam miewacie, kochane Bolki? Jak Wam przeszły ostatki? Czy Zośka wystąpiła z pączkami? Ja tu kupiłam funt mąki, funt smalcu, parę jajek i pożyczywszy wałka, stolnicy i rondla od Frau Schmit, która mi usługuje, zrobiłam chruścik przy pomocy Pietrka. Po czym spod 10 zanieśliśmy go z paradą pod 16. Droga niełatwa. Domy dwa budują się między mieszkaniem moim a pani Dulęby i Wyczółkowskich: brodzić tedy trzeba w rozrobionej do głębi glinie, obchodzić doły z wapnem lub iść nad nimi po deskach ułożonych dla robotników. Wszystko to jest powodem, że się do siebie nie wybieramy inaczej jak z kijem do podpierania w dzień, a z latarnią wieczorem. Ogromną sensację wywołał chruścik, który się ślicznie zdarzył, ale po wielkich mozołach. Pietrek bowiem przywałkował ciasto do stolnicy, nie podsypawszy mąki, i trzeba było nożem zeskrobywać i na nowo zagniatać; później zaś po-wykrawał takie malutkie jak mały palec i znów trzeba było przerabiać. Koniec końcem ogromnie się wszystkim podobał ów chruścik, a Frau Schmit postanowiła takie „kuchli” piec u siebie na Wielkanoc. O, głupie Szwajcary!
Nic nie wiem, czy jeszcze list mój zastanie Was na starym mieszkanku, czy trafi do Was na nowe, jeśli go Wam zaniosą? Czy tylko nie będzie tam wilgoci? Bo domy wśród ogrodów mają często ten fatalny przymiot, a Zośce szkodziłoby to niezmiernie. Ba! I Bolkowi z jego niezbytym kaszlem. Tak ja np. ani rusz nie mogę się uwolnić od reumatyzmu w kręgach szyi. Jak to jest bolesne przy pisaniu, gdzie z konieczności naginać się trzeba, to trudno opisać. Ale cóż? Wilgoć w domu taka, że w całym korytarzu i w klatce schodowej, i w pokojach obok mojego grzyby na grzybach rosną. Formalna hodowla bakterii. Najpierw ściany pokrywają się białym puchem na wielkich przestrzeniach w pęczki zebranym, potem to się rozszerza, ciemnieje, staje się brunatne, zielonkawe, czerwone i jak kawały pluszu po ścianach wisi. Wczoraj schodziła komisja gminna z Gemeindeammanem, jak tu zowią, i postanowili na koszt właściciela postawić w każdym korytarzu piec i ciągle palić: mają na to wyasygnować osobnego pachołka z gminy, co będzie nowością, bo tu kawałka stróża w żadnej kamienicy nie ma, a widzieć właściciela, który zamiata swoje podwórko, nie należy do osobliwości. Można sobie wyobrazić miłe warunki sanitarne w takim domu. Przenosić się na parę tygodni nie warto, tym bardziej, że wilgoć należy tu do rzeczy stałych w mieszkaniach, przy takiej masie pary wodnej w powietrzu. Więc tylko czekam, żeby zebrać trochę grosza i ruszyć na południe, póki tam chłodniej jeszcze. Szwajcaria nie zostawia mi dobrego wspomnienia; prócz kilku uroczych widoków i tego wzruszenia, jakie daje wspaniała natura, nic tu sympatycznego nie ma. Ludzie Ci są wprost wstrętni dla mnie. Już nawet w tej marnej Konstancji, która jest wpół badeńska, ludność sprawia przyjemniejsze wrażenie. Zapomniałam Wam napisać, że widziałam wóz, którym wieziono Husa od brzegu Renu, gdzie go przeprawiono z do-minikańskiej warownej siedziby Gottlieben łodzią, do miejsca, gdzie był wzniesiony stos. Wóz żółty, znaczony trzema krzyżami, bez kół teraz i bez osi, stoi w muzeum.
Bywajcie zdrowi, drogie moje Bolki! Piszcie prędko!
M.
[dopisek na lewym marginesie pierwszej strony:]
Doszedł Cię, Zośko, list mój z 25 rublami dla Arcta? Czytamy teraz wieczorami Witkiewicza krytyki malarskie, które mało znam. To jest Pietrek czyta głośno, a ja sobie ceruję bieliznę.
[dopisek na górnym marginesie pierwszej strony:]
Sprawa Janka z Rosenblumem jeszcze na niepewnej drodze; pisałam niedawno do R[osenbluma] ale nie wiem, jaki to obrót weźmie.
[dopisek na lewym marginesie drugiej strony:]
Jak się, Bolku, miewa matka Twoja? Co tam słychać u panien na Marszałkowskiej?
[dopisek na lewym marginesie trzeciej strony:]
Tu ostatki obchodzą tak, że chmary bębnów w ordynarnych, tekturowych maskach biega i wrzeszczy jak szatany po ulicach.
[pod datą dopisany adres:]
Neptunstrasse 10.