Listy z roku 1891

Do Laury Konopnickiej
Zurych 26.05.1891
Rps BUW nr 1426

Moje drogie dziecko!
Oba Twoje listy ostatnie sprawiły mi wiele przyjemności; źle jest u nas, ale już to jest dobre, że na to złe nie jesteśmy obojętni. Pisać Ci wiele nie mogę; dużo moich listów ginie, więc jest to wskazówką, że szczegółów unikać należy. Wiersz przyślę.
Zrobiono odbitkę, którą niedługo otrzymam.
Tak więc Bolki od 1 czerwca będą w Warszawie. Zacznie się dla Ciebie życie znośniejsze; nie będziesz potrzebowała być na stałe w cudzym domu, nie będziesz samotności czuła, a może też pomiędzy kolegami Bolka trafi się jaki porządny chłopak dla Ciebie, który by się mógł podobać. Choć ja wątpię, żeby to się w Warszawie stać mogło, żebyś tam za mąż wyjść mogła. Co innego Bolek. Ten Zośkę znał od dziecka, przywiązał się do niej, zresztą wiedział wszystko tak z bliska, tak dokładnie. Ale każdy inny weźmie na uwagę postronne głosy, i łatwo, bardzo łatwo się zniechęci.
Wyjść za mąż - nie jest to wprawdzie takie wielkie szczęście; ale jeślibyś mogła pokochać jakiego poczciwego chłopca, choćby i bez wielkiego stanowiska, choćby na dorobku jeszcze, a wyszła za niego podług serca swego - jakże byłabym pocieszoną w wielu smutkach moich.
Bolki pewno przyjadą jeszcze przed wyjazdem Emilki w Lubelskie. Posłałam Emilce 30 rubli na pomnik; chciałabym bardzo, aby to mogło być gotowe na 1 czerwca, i żeby w tym dniu urodzin Tadzia odbyła się msza i poświęcenie pomnika. Jeśli Emilka słaba jeszcze, to odwiedzaj ją często i w dopilnowaniu roboty około pomnika wyręcz ją, o ile czas Ci pozwoli. Nie powinna ona dużo chodzić, o ile wnoszę z wzmianki o jej przypadłościach. Janek pisał dość krótki list ostatni. Chce on starać się o miejsce gdzieś na Ukrainie, a stamtąd wyruszyć dalej, do Rosji; sądzi on, że tam więcej pola do pracy znajdzie. Może to być, ale to pole zawsze obce, a nawet gorzej niż obce.
Stasiek pisał wczoraj i ojciec słów parę. Pierwszego czerwca jedzie do Turku Stasiek. Dopiero teraz zawiadamia mnie o tym terminie; wpierw pisał, że 12 czerwca, i podług tego miał mu Arct posłać na 9 czerwca 25 rubli, bo mu może z Turku i do Kalisza ruszyć przyjdzie. Tymczasem teraz wszystko to będzie spóźnione; bo choć natychmiast napisałam do Arcta o przyśpieszenie przesyłki, to go pewno list mój nie zastanie już, bo dziś miałam wiadomość, że Arct wyjeżdża do Petersburga i dopiero w pierwszych dniach czerwca powróci. W takie to kolizje, mnie przykre, a sobie niedogodne, wprawił mnie Stasiek oszczędnością w swoich listach. Napisz do niego słów parę, żeby z dobrą myślą do Turku jechał, a do Sieradza po świadectwo d[okto]ra wstąpił. Pisałam w jego sprawie wszędzie gdzie trzeba i mam na dzieję, ze się to wszystko dobrze skończy. Stasiek pisał do Epszteinów i spodziewa się tam umieścić. Dobrze by to może było, zresztą byle tylko wziął się do pracy, to go potem popchniemy dalej. Zośka pewno też dla niego na tę drogę do Epszteinów przeznaczy cokolwiek; choćby to, co jej na kurację przesłać mogłam. Ale lepiej niechby Stasiek się byle czym obszedł, byle Zośka o zdrowiu swoim nie zapominała i zaraz po przyjeździe do Warszawy leczyć się zaczęła. Może w połowie czerwca przyślę Ci kilka rubli; teraz u mnie bardzo krucho. Wydatki prawie żadne - ale tez i dochody prawie żadne. Gdyby nie zaliczki Arcta, nie miałabym nawet na obiady, które tu zresztą fatalne. Np. zupa: woda zaklepana mąką i okraszona masłem; po niej pływa zwarzone jajko i szczypiorek. Szparagi: gotowane na occie i obsypane grubo surową cebulą, bez masła. Cielęcina: nadziewana czosnkiem. Wieprzowina: nadziewana czosnkiem, itd.
Jeszcze Ci opiszę, jak się moje imieniny odbyły. Rano wchodzą z drugiego pokoju moje panie. „Pietrek”, tak zwany dla swoich powydzieranych łokci, niesie w sukni dary składające się: z ołówka długiego na łokieć, pomalowanego na czerwono, niebiesko i biało, z podpisem crayon national; z ołówka drugiego, dobrze już zużytego, i z ołówka trzeciego, którego już tylko jest kawalątko; dalej: z papierka haftek; z mydełka, które dostała sama niedawno ode mnie; ze złamanej szpilki rogowej, którą kiedyś wyrzuciłam z włosów, a ona podniosła; ze sznurka białego ukręconego z włóczki dość brudnej; z pęku bzu i kilku czekoladek. Matka zaś ofiarowała mi bukiecik konwalii, kilka bratków, pomarańczę i butelkę wina. Tak obdarowana kupiłam ze swej strony babkę za franka, pekeflejszu funt i musztardy, cztery śledzie marynowane i % funta sera. Z tego było przyjęcie wieczorne, które na ozdobionym kwiatami stole prezentowało się bardzo okazale. Byli też i goście. D[okto]r Maszkowski z żoną (córką Niżyckiej), który tu przyjechał na kilka dni z Kijowa, i Polzenjusz, dawny kolega Tadzia. Dary figurowały także na stole. Mieliśmy po herbacie popłynąć łódką na jezioro, ale deszcz zaczął padać, więc tylko się na gawędzie skończyło. Polzenjusz mówił, że Cię pamięta. Chodzi on tu na przyrodę i chce zostać chemikiem technikiem przy jakiej farbiarni. Nędzy tych darów nie masz się co dziwić, zważywszy, że Dulębianka grosza przy duszy nie ma i nawet na mieszkanie to to, to owo zastawia. Wielka ta bieda nie odejmuje jej wszakże humoru i w wydartych rękawach na łokciach zachowuje zawsze swoją pańską minę. Wszyscy ją tu mają za bogatą Angielkę czy Amerykankę. Taki to ten Pietrek!
M.

[dopisek na górnym marginesie pierwszej strony:]
O śmierci ojca Brońci6 czytałam w „Kurierze” - wyraź jej moje współczucie.

[dopisek na lewym marginesie pierwszej strony:]
Zielone Świątki i dwa dni potem przeleżeć musiałam obłożona lodem i biorąc kwas solny. Tyle wszakże krwi utraciłam wtedy, że dotąd ciągle mi zimno i do rzeczy zimowych wrócić musiałam.

[dopisek na lewym marginesie drugiej strony:]
Pisałam do Arcta, i do Meyeta, czy by tam co nie upatrzyli dla Ciebie.

[dopisek na lewym marginesie trzeciej i górnym marginesie drugiej strony:]
A może Tobie uda się wydobyć co od Nizyckich? Gdyby dali co, napisz pokwitowanie: „Na rachunek należności za wynajęte pianino” itd. Spróbuj, może Ci się powiedzie; miałabyś na lekarstwa.

[dopisek na lewym marginesie czwartej strony:]
Meyet przyśle Ci Śpiewnik. Gdzie pianino? Czy grywasz?