Drogie Bolki!
Rosenblum odpisał, ale nic pocieszającego. Pisze, że tylu jest kandydatów, iż woli od razu powiedzieć, że nie ma żadnej teraz posady, niż obiecywać i zwłóczyć. Pisze, że jeśli Bolek upatrzy sobie coś, w czym jego polecenie i wpływy przydać się będą mogły, to i owszem, niech się do niego o to uda. List posłałam Jankowi, ponieważ były tam wiadomości dotyczące go i dla niego ważne.
Teraz może się co da zrobić z Poznańskim, choć podług mnie, dla Zośki to byłoby wcale niepożądane. Ani towarzystwa, ani swojskości, ani nic z tego, czym człowiek poza chlebem żyć musi. Już taka Niwka byłaby sto razy lepsza. Tam i Rosenbluma protekcja przydałaby się może. W każdym razie uszy do góry i tylko Zośka niech mi się koniecznie wyleczy jak najradykalniej, bo potem na prowincji zgoła ku temu sposobności może nie być i tak zdrowie może po trochu wymarnieć, do ostatniego strzępku. Bolkowi pozwalam być zupełnym despotą w tym względzie; ale i Tobie, Zośko, ufam. Wszak sama nie zechcesz zaniedbywać takiego koniecznego warunku nie tylko do wszelkiej pracy, ale i do wszelkiego zadowolenia w życiu, jak jest zdrowie.
Od Staśka dziś miałam list. 11. wyjechał do Turku, ma tam być tydzień jaki; spodziewa się zupełnie szczęśliwego ukończenia sprawy, ku czemu trochę ma tam drogę utorowaną; potem chce jechać do Łowicza, a potem przez Warszawę do Pilaszkowic. Jest zdecydowany wziąć rozbrat stanowczy z Gorzuchami, w których zresztą nic nie mają, bo właściciel urządził grunta w ten sposób, że je chłopom wpuścił w dzierżawę.
Janek pisał świeżo, że ma huk roboty, bo maszynista Czech pojechał do Pragi na dwa tygodnie. Jest to oraz [!] próba, jak sobie da radę sam, na jaką go Rosenblum wystawił. Oby tylko wybrnął szczęśliwie.
Tu ciągłe zimna; zdrowie służy jako tako, cenzura wyrzuca 4/5 napisanego i tak jakoś się żyje.
Emilka tedy wyjechała. Szczerze mi smutno, że się oddaliła od Was; ciężkie jej tam będzie życie, choćby też i między dobrymi ludźmi; biedna sierota. A ja tu raz wraz widzę we śnie wszystko, jak było, i Tadzia, ale jakiś zawsze spokojny i cichy o, jak cichy! Z Polzenjuszem czasem mówię o nim i o Was; bardzo poczciwy chłopak, oddaje tu nam różne usługi. Lorka dobrze, że pojedzie trochę na wieś. Ach, gdybyście Wy w Warszawie zostać mogli, a ona dostała jakie zajęcie możliwe!
Całuję Was najserdeczniej, drogie moje Bolki.
M.K.
[dopisek na górnym marginesie pierwszej strony:]
Do Lorki kartkę kładę.
[dopisek na lewym marginesie czwartej strony:]
A piszcie prędko.