Listy z roku 1888

Do Zofii Konopnickiej
Warszawa, 13.12.1888
Rps BUW nr 1425

Kochana Zośko,
posyłam Ci opłatek i uściśnienia. Tak późno, bo dopiero w tej chwili opłatki przynieśli pierwsze. Żałuję bardzo, że Cię nie dojdzie to w czasie właściwym, kiedy tu będzie Wigilia. Bóg wie, gdzie jeszcze będę wówczas. Zależy to od wiadomości, jakie otrzymam o Stasiu. Wprawdzie Staś napisał w liście, że „wszystko, co się może i powinno robić, to się robi już” i jest to dość zniechęcającym, ale bądź jak bądź trzeba być w pogotowiu na możliwy wyjazd.
Rzeczy Twoje już wysłane. Trzeba było kaftanik poprawiać, baranek dorabiać i to przewlekło. Kazia [Kuligowska] to wyprawiła. Dołączyłam parę n[umer]ów „Echa Muzycznego”. Miałam też niemałe zajęcie z kupowaniem dla Tadzia garnituru frakowego, kamaszy, kaloszy, rękawiczek, krawatów. Cały dzień musiałam biegać za tym. Szczęściem już to wysłane przez Majewskiego, krawca, który sam ekspedycją się zajął.
Lorka przyjedzie pewno za dni parę; mają być i Duninki w tym czasie. Nie wiem jeszcze, jak wypadnie to zrobić, żeby i ją zadowolnić, i słusznym wątpliwościom co do Kazia uczynić zadość. Być może, iż istotnie, nic jeszcze nie mając, czeka i nie chce się decydować na krok tak ważny. Toż samo przecie było z Tadziem. Zaręczam nawet, że gdyby Bolek, teraz, gdy nic nie ma, poznał Cię i pokochał, tak samo by milczał. Chłopcem będąc, prawie dzieckiem, mógł się łatwiej odważyć; ale dojrzałość ma wymagania swoje. Zresztą nic nie wiem. Gdybym choć raz tego Kazia widziała, mogłabym coś wnioskować, a tak to trudno. Bo samo milczenie jeszcze go nie potępia: ale i wiara Lorki może nie ma innych podstaw nad jej własne uczucie. Zobaczymy. Jeszcze na to wszystko czas; a Lorka choćby i za trzy lata za mąż poszła nie przestarzeje. Zresztą na tym jednym punkcie wierzę w jakieś przeznaczenie. Co się ma stać, to się stanie. Wszelkie gwałtowne perswazje za i przeciw wydają mi się do niczego.
Janek miejsca jak nie ma, tak nie ma. Posłałam teraz ogłoszenie do „Kraju”. Tu starania jakoś do niczego nie doprowadziły. Od ojca miałam też list. Chce, aby mu pożyczyć 200 rubli na sprawę Stasia, że procenta regularnie opłaci i sumę odda. Naturalnie, że to jest mytem większym niż wszystkie uprzednie. Jednocześnie odebrałam list od Świrskich, którzy mi donoszą, że ojca zapozwali za niewypłacone żołnierzom za robotę 99 r[ubli]. I to w chwili, kiedy właśnie przez stosunki Świrskiego można było coś dla Stacha zrobić. W Górze podobno gospodarstwo dalszy ciąg gusińskiego. Tak będzie zawsze. Ludzie w tym wieku już się nie zmieniają, ale brną coraz głębiej.
Niewesołe te myśli, obawy, niepewności wcale mi nie pomagają w pracy. Nie mam już dawnej raźności. Co dawniej zrobiłam przez dzień, teraz trzy dni robić muszę. Praca umysłowa suszy mózg jak pożoga. Czuję to.
Całuję Cię serdecznie.

M.K.

[dopisek na lewym marginesie pierwszej strony:]
Napisałaś kiedyś, że ja lubię spokój. Mylisz się. Ja go nie tyle lubię, ile nieodzownie potrzebuję; tak, że gdybym go tu znaleźć nie mogła, rzuciłabym bez namysłu Warszawę. Dwanaście lat to różnica. Już teraz w gwarze i zamieszaniu wcale bym pracować nie mogła. To fakt.

M.
[dopisek na lewym marginesie drugiej strony:]
Kaszel nieustający. Wodę emską piję, ale nie pomaga. Mieszkanie jest wilgotne i zimne; ale gdzie szukać takiej ciszy jak tutaj?

[dopisek na lewym marginesie trzeciej strony:]
W niedzielę 16 mam sprzedawać na korzyść kolonii letnich w księgarni Paprockiego książki.

[dopisek na lewym marginesie czwartej strony:]
Nitouche kazał Cię pozdrowić. Toż Józio Wallner. Niemniej Popławski stary. Zidiociał do reszty. Jest tak kolosalnie głupi, że gdy zacznie mówić, otwierasz usta i słuchasz go jak mędrca.